Strona:PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu/48

Ta strona została przepisana.

A wstawszy razem z ptaszkami,
W przejrzystém źródła krysztale
Oglądać ust swych korale
I myć się wodą... nie łzami!...
Dla księcia czémże jest żona?
Ozdobnym sprzętem — nic więcéj.
I musi osamotniona
Zamierać w celi książęcéj!

Lukrecya.

Twa boleść — i podziwienia
I smutku nicią myśl wiąże.
Któż mógłby mniemać, że książę
I teraz wad swych nie zmienia
I że w swéj wzgardzie a dumie
Być grzecznym nawet nie umie!
A ojca, czy księżna pani,
Już o tém zawiadomiła?

Kasandra.

Broń Boże, wieść ta niemiła
Rodzica mego nie zrani.

Lukrecya.

Naturze wbrew, rozumowi
Zostałaś książęcia żoną;
O czemuż Fryderykowi
Kasandry nie poślubiono!
Przynajmniéj spadek bogaty
Na wnuka przeszedłby z laty.
Okropna zgryzoty męka
Widnieje z hrabiego twarzy!

Kasandra.

Daremnie hrabia się lęka,
Że braćmi los go obdarzy.
Kasandra nigdy nie będzie
Przyczyną trosk Fryderyka.
Obawa próżna — w tym względzie
Jednaki grom nas dotyka.