Strona:PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu/53

Ta strona została przepisana.

I kres jéj byłby możliwy!
Nieszczęściem ta troska moja
Nie tylko w głowie, lecz również
I w sercu się rozpostarła.
Gdy dla swéj pociechy pragnę
Pomówić, wnet się wstrzymuję,
Bo od słów daléj do duszy
Niżeli z ziemi do nieba.
Więc odejdź, jeżeli pragniesz,
I zostaw mnie tu samego;
Niech wreszcie szczęścia mojego
Ostatnia zgaśnie iskierka.




SCENA  V.
Ciż sami. — Kasandra i Aurora.
Kasandra.

I tego płaczesz?

Aurora.

Senioro,
Czyż mały powód? wszak hrabia
Pogardza mną — nienawidzi.
Mniemając, że margrabiemu
Gonzaga jestem wzajemna.
Karola kochać?... ja?... nigdy!...
O! wiem ja już, co to znaczy!
Małżeństwem ojca zgnębiony,
Odjechać chce do Hiszpanii.
Wszak dawniéj dla źrenic jego
Ja byłam światłem jedyném,
Dziś wzrok mój męczy go, nudzi...
Jest-że tu drzewo, fontanna,
Przy której-by mi Fryderyk
Miłości swéj nie przysięgał?
O jakże usta me z różą,
A czoło bratał z jaśminem!
Był zawsze przy mnie, bo przecież
Beze mnie wyżyć-by nie mógł,
Bo jakże istnieć bez duszy!
Tak było... więc miłość nasza
Do takiéj wzrosła potęgi,