To nie Aurora?!
Myśl moja
Szybuje daleko wyżéj.
Dziewica ujrzała ciebie,
Wyznałeś jéj swoję miłość,
A ona-by wzajemnością
Odpłacić tobie nie miała?
Sprzeczności pełne twe słowa;
Co mówisz, jest niemożebne!
Poznawszy to „niemożebne“,
Przyznałabyś, żem z marmuru,
Że gdy mię takie zgryzoty
Nie zgnębią — to żyję cudem!...
Czy może ogień miłości,
W posągu jakim chcesz wzniecić?
Czy w nimfie alabastrowéj?
Serc kobiet, opancerzonych
Tak silnie, trudno napotkać!
Zasłona lekka pokrywa
Każdego człowieka myśli!
O nigdy miłość, złączona
Z takiemi zalet skarbami,
Do piersi nie kołatała
Napróżno, żeby jéj serce
„Wejdź do mnie, proszę“, nie rzekło.
Więc wyznaj miłość bez trwogi!
Grekowie nie bez przyczyny
Wenerę czasem kreślili
U stóp satyra lub fauna
A Febus z łoża srebrnego
Po tysiąc razy na Hatmos,
Przybywał do Endymijona.
Mą radę chciéj spełnić, hrabio,
Gdyż i najczystszy budynek,
Ma jednę bramę woskową.
Mów i nie umieraj milcząc.
Przemyślny łowiec pod gniazdo