Strona:PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu/67

Ta strona została przepisana.
Fryderyk.

Podstęp-to nowy!

Kasandra.

Historya to jest Antyocha.

Fryderyk.

I zbawił go od cmentarza?

Kasandra.

Zaprzeczysz, mój hrabio, ale
I tobie los ten zagraża!...

Fryderyk.

Gniew może wzbudzę twój...

Kasandra.

Wcale.

Fryderyk.

A litość?

Kasandra.

O tak!

Fryderyk.

Nie zraża
Twój wyrok; więc słuchaj pani,
Ja-m bojaźń utracił bożą
I księcia, bo miłość rani
Występna, a serce trwożą
Jéj szały — ja zginę dla niéj!

Kasandra.

Bóg... książę... o dwa te słowa
Śmiertelném przejmują drżeniem
I szepce mi myśl grobowa,
Że kto wziął rozbrat z sumieniem,
Od kary się nie uchowa!...
Jedyna jest na to rada,
Twych oczu zrzec się i mowy.
O wtedy... coś mi powiada,
Lub troska zniknie nam z głowy,
Lub śmierć tu zjawi się blada.
Ode mnie stroń... Bóg przebaczy...
Uciekać... ja?... nie!... nie mogę,
Pierś sobie otworzyć raczéj!...

Fryderyk.

Ja-m w śmierci gotów iść drogę,
Żyć dłużéj wartoż w rozpaczy?...
Choć raz mi podaj dłoń jeszcze,