Strona:PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu/70

Ta strona została przepisana.

Przez ciebie w nim rozbudzoną.
Że zazdrość, mówią, jest bodźcem
Miłości, więc przyjmowałam
Zabiegi twoje, Karlosie;
Lecz serce miłości próżne
Ma twardość dyamentu, któréj
Zazdrości jad nie przegryza.
Pragnęłam znaleźć przyczynę
Obojętności hrabiego
I takiéj dla mnie pogardy.
Ma zazdrość wzrok ostrowidza,
Co mury przenikać umie;
Zbyt długo więc nie czekałam!...
Kasandry gabinet własny
Z dwu składa się buduarów,
Naprzeciw siebie leżących
I — zamiast obić — lustrami
Pokrytych kryształowemi.
Gdym dziś do drugiéj komnaty
Wstąpiła, w lustrach przed sobą
Spostrzegłam widok okropny,
Jak z ust Kasandry Fryderyk
Róż zbierał żniwo obfite.
Zgnębiona widokiem zdrady
Wybiegłam — własną niedolę
I zbrodnią tych opłakując,
Co podczas wyjazdu księcia,
Oddani ślepéj miłości,
Publicznie toną w rozpuście,
Śród nagich Kafrów nieznanéj!...
Zdawało się, że zwierciadło,
Uściski ich odbijając
Zmroczyło blask swych kryształów!...
Lecz miłość moja ciekawie
Śledziła postęp ich hańby,
Więc każdy czyn wiarołomców
Gotowa-m stwierdzić dowodem.
Podobno książę przybywa,
Zwycięztwa laurem uwieńczon,
Odparłszy bronią waleczną
Rzymskiego pasterza wrogów.
Co czynić, poradź, markizie?
By większych nieszczęść uniknąć.