Zaledwie książę pan spostrzegł
Granice swe upragnione,
Gdy świtę swą opuściwszy,
Na koniu przodem pośpieszył;
Nie mogąc dłużéj hamować
Pragnienia twego widoku.
A chociaż do księżnéj także
Zatęsknił, lecz miłość jego
Dla ciebie — wszystko przewyższa!...
Tyś słońcem oczu książęcia,
Więc ciemność czteromiesięczna
Wywiodła go z cierpliwości!...
Ty, hrabio, wjazd tryumfalny
Przygotuj, gdyż wojska jego
Przybędą z mnóstwem trofeów.
Aurora zawsze w mych oczach
Z markizem?
Zręczna uwaga!...
Dlaczegóż głosem tak zimnym
Na skargę mą odpowiadasz?
I zkądże cud ten, że markiz
Na przykrość dziś cię naraża?...
Tyś chyba nagle się ocknął
Po drzemce czteromiesięcznej!...
Ja nie wiem, hrabio, i nigdym
Nie wiedział o tych uczuciach,
Z jakiemi dziś występujesz.
Aurorę-m kochał, nie wiedząc,
Że miałem współzawodnika
I że rywalem mym hrabia,
Któremu wszędziebym pragnął
Ustąpić... okrom miłości...
Ja-m nigdy nie widział pana
U stóp jéj, a dziś wymagasz,
Bym ja ustąpił... o słusznie!