Tak zrobię bez twojéj krzywdy,
Bo czém jest miłość udana?
Słyszałem, piękna Auroro,
Że markiz ma być, czy jest już
Małżonkiem twoim i panem
I że was Mantua czeka.
Przychodzę błagać cię, pani,
Byś mię tam z sobą zabrała.
Cóż znowu, dziwisz mię wielce,
Więc z hrabią rozstać się pragniesz?
Pracować wiele, brać mało
To rozkosz, która i mędrca
Zabija lub głupim czyni.
„Dziś daję, jutro odmawiam,
Być może dam ci pojutrze“.
Ja nie znam pana „być może“[1]
Lecz to wiem, że nie mógł nigdy.
Prócz tego on opętany
Przez dyabła... nie wiem co myśleć!
To smutny, to znów wesoły,
To mądry, to obłąkany,
I księżna w téj saméj mierze
Nierówna jest i nieznośna.
Gdy wszyscy tak opętani,
Ja jeden mam być szczęśliwy!
I książę, niby spokojny,
Sam z sobą przecież rozmawia,
Podobny będąc człekowi,
Co rzeczy straconéj szuka.
- ↑ Yo no se quiza quien es;
Mas se que nunca quizo.