O nieba! to, co się stanie
W mym domu, karą twą będzie.
Podnieście dłoń swoję boską,
To nie jest zemsta méj hańby.
Ja nie chcę brać jéj na siebie,
Bo toby z krzywdą twą było,
A względem syna — dzikością!...
To tylko kara twa będzie,
Surowość, któréj niebiosa
Wybaczą, bom przy niéj względu
Na siebie nie miał żadnego.
Chcę ojcem być, nie małżonkiem.
I groźna dłoń Przedwiecznego
Na zbrodnią taką bez wstydu
Bez zemsty karę wymierzy!...
Honoru prawa żelazne
Żądają tego niezłomnie,
By jawność kary publiczna
Méj hańby nie podwoiła!
Kasandrze podłéj związałem
Przed chwilą ręce i nogi
I krzyk jéj by stłumić srogi
Szmat pełne usta napchałem!
Gdym rzekł jej: plugawą żonę
Zabije sztylet wspólnika —
Zdrętwiała!... Ha! dreszcz przenika,
Krwi, zemsty, serce spragnione
Znieść może takie męczarnie;
Lecz dziecko zabić... drży ciało...
Pierś dyszy... serce zastyga,
Któż zemstę taką ogarnie...
W źrenicach mi pociemniało...
Obłędu szatan mię ściga...
Drży wola i w ustach słowo,
Jak strumień w północ grudniową
Zamarza!... Myśl śmierci syna
Już lodem krew moję ścina!...
Precz miłość ojca ode mnie!
Strona:PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu/93
Ta strona została przepisana.
SCENA XVII.
Książę sam.