Strona:PL Lope de Vega - Komedye wybrane.djvu/94

Ta strona została przepisana.

Szanować — Bóg ojców każe,
A on czci świętéj ołtarze
Obluzgał hańbą nikczemnie!...
Precz miłość, muszę ukarać
Najświętszych praw gwałciciela,
Bo któż mię zapewnić zdoła,
Że dzisiaj skradłszy mi honor,
Po życie jutro nie sięgnie.
Pół setki wszak Artakserkses
Dla mniejszéj zabił przyczyny,
A szpady Daryusza, Bruta,
Torkwata śmiały bez zemsty
Wykonać słuszności prawo!....
Wszak prawo Boga, sumienia,
Tę zbrodnię mu wyrzucają!...
Mam kłamstwo zadać swym oczom?
Czy słuch mię własny zawodzi?
Więc zkądże ta chwiejność... trwoga...
Już idzie... Boże daj siły!...




SCENA  XVIII.
Książę, Fryderyk.
Fryderyk.

W pałacu wieść się rozniosła,
Żeś, ojcze, moję Aurorę
W małżeństwo dał markizowi
I że do Mantui wkrótce
Oboje ztąd wyjeżdżają.

Książę.

Czy to jest prawda, ja nie wiem,
Gdyż woli mojéj dotychczas
Gonzaga nie słyszał jeszcze,
Bo rzeczy stokroć ważniejsze,
Mój umysł trapią w téj chwili.

Fryderyk.

Kto rządzi — ten trosk ma wiele.
W téj chwili cóż cię zajmuje?...

Książę.

Mój synu! Szlachcic ferrarski,
Z innemi zdrajcami społem,