Strona:PL Lord Lister -01- Postrach Londynu.pdf/13

Ta strona została uwierzytelniona.
9

Celem zlikwidowania pańskiego rachunku z bankierem Gordonem i dla skreślenia długu zechce pan zgłosić się dziś wieczorem do mnie

Lord Lister
Regent‘s Park 2.

Otwarły się drzwi i lord Edward Lister, młody człowiek około lat trzydziestu, przystojny i dystyngowany — wszedł do hallu. Za nim ukazał się jego sekretarz prywatny, trochę odeń młodszy. Sekretarz dźwigał tekę wypełnioną papierami. Oczy wszystkich obecnych zwróciły się w stronę lorda. Lord Edward Lister objął wzrokiem zgromadzonych i rzekł dźwięcznym głosem:
— Dziś otrzymałem te tekę wraz z wszelkiemi dokumentami od bankiera Gordona z poleceniem, abym zwrócił wam wszystkie weksle i zobowiązania przez niego posiadane.
Zapanowało milczenie. Jakiś stary człowiek, wyglądający jak emerytowany oficer, wstał i rzekł:
— Niechaj Bóg skarze tego niecnego lichwiarza.
— Przeklinam godzinę, w której nędza mych dzieci pchnęła mnie w szpony tego wampira — dał się słyszeć ostry głos kobiecy — Wszyscy ci, którzy go znają, myślą tak samo, jak i ja.
Tu i owdzie dały się słyszeć pomruki przeciwko bankierowi.
Lord Lister wysłuchał ich uważnie. Gdy hałas uspokoił się, z uśmiechem zabrał głos.
— Znam równie dobrze jak i wy opinię tego Shylocka. Na nieszczęście prawo jest bezsilne, wobec potworów tego pokroju. Ci zbrodniarze, którzy potrafią swą działalność zamknąć w legalnych ramach, są stokroć niebezpieczniejsi, od tych, których sprawiedliwość osadza za kratami. Dlatego też drodzy moi postanowiłem oddać wam dziś wasze zobowiązania, wymuszone na was przez tę pijawkę w najcięż-[1] strzeże przed powtórnym wpadnięciem w podobne szpony. Otwórz teczkę Charly!
Nieszczęśliwi nie wierzyli własnym uszom. Przecież to był prawdziwy cud. Z niedowierzaniem wyciągali ręce po swe dokumenty, badali prawdziwość własnego podpisu. Omyłka była wykluczona. Niewątpliwie były to ich weksle i obligi. Uczucie olbrzymiej wdzięczności dla lorda Listera, nieznanego dobroczyńcy, ogarnęło ich serca. Wszyscy chcieli uścisnąć jego rękę. Kiedy jednak podnieśli oczy w kierunku tego miejsca, gdzie stał jeszcze przed chwilą, nie było go już tam. Lord Lister zniknął. Hall powoli opróżniał się i cisza wieczorna poczęła królować w pałacyku.
W zacisznym gabinecie siedział zagłębiony w fotelu przed kominkiem lord Lister paląc papierosa. Na twarzy jego o regularnych rysach malował się wyraz poważnego smutku. Rozmarzonym wzrokiem ścigał kapryśny taniec płomieni. Charles Brand, jego sekretarz prywatny i najlepszy przyjaciel siedział opodal. Wielkie dwuskrzydłowe drzwi łączyły gabinet urządzony skromnie lecz z dobrym smakiem z pokojem sypialnym. Na lewo od tych drzwi stał wysoki zegar flamandzki, na prawo zaś kasa żelazna. Służący wniósł stos dzienników wieczornych. Pierwsze stronice pism pełne były krzykliwych nagłówków:

Raffles przy pracy!
Scotland Yard wyprowadzony w pole!
Bankier londyński, który nie chce przyznać się, że go okradziono.

Lord Lister z uśmiechem podał gazety swemu przyjacielowi. Podczas gdy Charles Brand zagłębił się w lekturze, lord Edward z zainteresowaniem śledził wyraz twarzy swego przyjaciela. Spostrzegł, że młody człowiek zbladł wyraźnie. Udając, że tego nie zauważył, zapalił drugiego papierosa. Zdążył zaledwie zaciągnąć się dymem kilka razy, gdy Charles Brand zapytał:
— Edwardzie, jak dalece jesteś wtajemniczony w interesy bankiera Gordona?
Lord Lister zaśmiał się znowu, strącił popiół z swego papierosa do ognia na kominku i wzruszył obojętnie ramionami.
— Wtajemniczony w interesy Gordona? Co chcesz przez to powiedzieć?
— Czy czytałeś, że został on okradziony dzisiejszego ranka?
— Chcesz raczej powiedzieć, że policja ogłasza, wieści o jego okradzeniu. Panowie ze Scotland Yardu opowiadają o kradzieży, podczas gdy sam poszkodowany zaprzecza temu kategorycznie.
— Jest to najbardziej tajemnicza historia ze wszystkich jakie słyszałem! — rzekł Charly.
— Bynajmniej — odparł lord Lister — Gdybym był detektywem, znalazłbym natychmiast brakujące ogniwo.
— W jaki sposób? — zapytał Charly, spoglądając z zaciekawieniem na swego przyjaciela.
— Bardzo proste. Okradziony ma najwidoczniej poważne powody, aby unikać najmniejszego kontaktu z policją. Woli ponieść dotkliwą stratę niż narazić się na dochodzenie, które może jego samego zaprowadzić na ławę oskarżonych.
— Byłbyś świetnym detektywem!
— Niewątpliwie. Rok temu, kiedy życie dało mi się porządnie we znaki, zastanawiałem się poważnie nad tym, czyby nie wstąpić do spółki do jakiegoś poważnego detektywa w rodzaju Nicka Cartera, aby wspólnie ścigać przestępców. Zważywszy jednak wszystko dokładnie, przyszedłem do wniosku, że szukając „sportu“, któryby mi przywrócił zainteresowanie życiem zrobię lepiej, wybierając rolę nie myśliwego a zwierzyny. Zechciej mnie zrozumieć Charly: Całą tę sprawę traktowałem wyłącznie z punktu widzenia sportowego.
— Słuchając ciebie Edwardzie, możnaby przypuścić, że interesujesz się szczerze tym nieuchwytnym przestępcą Rafflesem.
Oczywśicie, Raffles walczy ze złoczyńcami, którzy potrafili skryć się pod opiekuńcze skrzydła prawa. Ten tajemniczy nieznajomy robi więcej dobrego niż wszystkie intsytucje filantropijne w całym Londynie. W najnędzniejszych dzielnicach, w kryjówkach nędzy imię Rafflesa powtarza się czcią. Niewątpliwie on sam przysłał mi dziś przez swego zaufanego wszystkie weksle bankiera Gordona, abym zwrócił je prawym właścicielom.
— To naprawdę człowiek wybitny — rzekł Brand. Mówi o nim cały świat, a mieszkańcy West-Endu drżą na sam dźwięk jego imienia.
— O, z pewnością! — rzekł lord Lister — Bogaci drżą, lecz biedni się cieszą!
Wszedł lokaj niosąc na srebrnej tacy kartę wizytową. Twarz lorda Edwarda zaczerwieniła się z radości na widok nazwiska, wypisanego na karcie.
— Wprowadź tę panią — rzekł.
Zwracając się do swego przyjaciela dodał:

— Charly, teraz jesteś wolny. Będę prawdopodobnie zajęty cały wieczór. Dziś więc porzucimy nasze codzienne studia historyczne.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku – brak wiersza tekstu.