Strona:PL Lord Lister -02- Złodziej kolejowy.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.
14

Obrońca Carosi okazał wezwanie swemu klientowi.
— To nie mój podpis — zawołał — Ja podpisuję zupełnie inaczej.
Publiczność wybuchnęła śmiechem.
— Ach — rzekł przewodniczący — wierzę, że oskarżony podpisuje zupełnie inaczej, niż właściciel Londyńskiego Domu Bankowego. Po raz ostatni wzywam oskarżonego do przyznania się do winy.
Obrońca szepnął coś na ucho swemu klientowi.
— Nie widzę dla siebie innej rady — rzekł bankier głosem, przerywanym przez łkanie, — Sąd skazując mnie, popełni omyłkę sądową. Dla złagodzenia jednak kary przyznaję się do wszystkich zarzucanych mi czynów: to ja jestem złodziejem kolejowym. Nie byłem nigdy Felixem Meyer-Wolfem. Jestem wszystkim tym, czym chcecie. Błagam tylko o jedno: nie skazujcie mnie na długie lata więzienia.
Poważna twarz przewodniczącego przybrała łagodniejszy wyraz. Obrońca stukał palcami w pulpit. Po chwili zabrał głos:
— Panowie Sędziowie!
Zdruzgotany ciężarem dowodów, klient mój wyznał prawdę: Gdy podjąłem się jego obrony, wymogłem na nim, aby kłamstwem nie pogarszał swej sytuacji. Mimo to, znając poprzednie życie mego klienta, ośmielam się prosić sąd o uwzględnienie okoliczności łagodzących. Ojciec jego był nałogowym alkoholikiem. Matka zmarła w szpitalu wariatów, w Rosji. On sam spędził swą młodość w więzieniu za przestępstwa polityczne.
Panowie sędziowie spójrzcie na tego nieszczęśliwego. Oskarżony ten godzien jest tylko waszej litości. Nie każcie mu pokutować za grzechy jego rodziców. Proszę o łagodny wymiar kary.
Głos zabrał prokurator...
Nagle u wejścia wszczął się tumult. Ktoś starał się gwałtem przedostać na salę, odpychajc woźnych. Był to konsul angielski.
— Przez wzgląd na naród brytyjski proszę o natychmiastowe przerwanie rozprawy! — rzekł zdyszany. Oskarżony jest niewinny i proszę, aby prawo wzięło go w swoją obronę. Jest to naprawdę bankier Felix Meyer-Wolf z Londynu. Otrzymałem w tej chwili w tej sprawie dwa telegramy: Jeden od inspektora Baxtera ze Scotland Yaru, drugi od ambasadora angielskiego w Rzymie.
Na sali wśród publiczności zapanowało niesłychane zamieszanie. Dopiero interwencja woźnych uspokoiła nieco zaintrygowaną i impulsywną publiczność.
Przewodniczący przejrzał uważnie telegramy, okazał je sędziom i prokuratorowi i po krótkiej naradzie oświadczył:
— Nie ulega wątpliwości, że sąd znajdował się na błędnej drodze. Przed zwolnieniem jednak oskarżonego pragnąłbym mu zadać jedno pytanie: Singor Meyer-Wolf, jak pan mógł przyznać się do tego, że był pan złodziejem kolejowym?
— Nie pozostawało mi nic innego, aby otrzymać łagodniejszy wymiar kary.
Przewodniczący wstał i ogłosił, że posiedzenie zamknięto. Przed Felixem Meyer-Wolfem otworzyły się wreszcie drzwi więzienia. Zbliżył się do niego konsul angielski i przepraszając go za pomyłkę — rzekł:
— Otrzymałem dla pana przekaz pieniężny z Londynu. Oczekują pana niecierpliwie w banku.
— Któż mógł nadać ten przekaz?
— Pański prokurent, który wrócił przed paru dniami z urlopu.
— O ile mi wiadomo, nie mam żadnego prokurenta, — wzruszył ramionami bankier.
— To już do nas nie należy. — odparł konsul, pragnąc jaknajszybciej zakończyć przykrą dlań sprawę. — Wezwanie przyjął w pańskiej nieobecności prawdopodobnie ten sam człowiek, który okradł pana w pociągu.
W tym samym czasie przewodniczącemu sądu, który wraz z sędziami w pokoju narad omawiał jeszcze tę niezwykłą sprawę wręczono telegram następującej treści:

Do
Pana Prezesa Sądu we Florencji.

W sprawie bankiera Felixa Meyera-Wolfa komunikuję, że to ja okradłem go w pociągu.

John C. Raffles
Londyn.



Zakończenie

Kilka godzin później Felix Meyer-Wolf znajdował się w pociągu, zdążającym do Francji. Z Paryża udał się do Londynu. Na pokładzie okrętu, którym jechał przez kanał, spotkał Marholma, wracającego do Anglii.
Agent ukłonił się uprzejmie bankierowi i rozpoczął z nim rozmowę:
— Wydaje mi się, że nie będzie pan tego roku musiał jechać do Karlsbadu na kurację odtłuszczającą. Ubyło panu chyba ze dwadzieścia funtów?
— Co mówią o moim wypadku w Londynie? — zapytał bankier, nie zwracając uwagi na kpiny.
— Dowie się pan z gazet. Sprawa pachnie brzydko.
— Jaka?
— Z tym milionem, który miał rzekomo skraść panu Raffles.
— Skradł mi go istotnie.
— Nie wątpię, w każdym razie nie z pańskiej kasy a dopiero w pociągu...
Na tym rozmowa się urwała. Dopiero przy obiedzie Marholm zręcznymi pytaniami wydobył od bankiera całą prawdę. Miał ochotę zaaresztować go z miejsca za przywłaszczenie depozytów, lecz postanowił czekać z tym na decyzję inspektora Baxtera.
Baxter z niecierpliwościę oczekiwał powrotu swego sekretarza.
— Cóż sądzisz o tym człowieku? — zapytał na przywitanie.
— Jestem najmocniej przekonany, że to złodziej — odparł Marholm — Nabrałem tej pewności po wykryciu kradzieży kolejowej.
— Masz rację — rzekł inspektor — Zawsze byłem zdania, że z ciebie pierwszorzędny detektyw. Powierzam ci tę sprawę i czekam na sprawozdanie.

Felix Meyer-Wolf powrócił do swego banku. Ku swemu zdumieniu zastał za swym biurkiem nieznajomego mężczyznę, zajętego podpisywaniem korespondencji. W pierwszej chwili chciał się cofnąć, lecz Nieznajomy skinął nań przyjaźnie:
— Mam wrażenie, że się znamy. Jestem Raffles. Dzięki mnie stanie się pan teraz uczciwym kupcem.