Strona:PL Lord Lister -05- Uwodziciel w pułapce.pdf/10

Ta strona została uwierzytelniona.
6

krewniony był z wice-królem Indii i że posiada w tym kraju bardzo wielką fortunę.
Prowadził tryb życia prawdziwego nababa. Posiadał wspaniałą willę, umeblowaną z niezwykłą elegancją i pełną dzieł sztuki. Jego piękność, młodość i aureola tajemniczości zyskały mu niezwykłe powodzenie u kobiet.
Lord Percy przywitał Rochestera uprzejmym uśmiechem. Lordowi jednak zdawało się, że cień tajemniczego uśmiechu czai się na wargach młodzieńca.
— Czy zdołał pan wczoraj załatwić pomyślnie wszystkie swoje sprawy? — zapytał młody gentleman, gdy obaj zasiedli do gry.
Na dźwięk tego głosu lord Rochester zadrżał nieznacznie. Zdawało mu się, że głos ten znał, tylko nie mógł sobie przypomnieć, skąd. Zmarszczył brwi. Kilka dni temu opowiedział Menevalowi o trudnościach jakie mu sprawiają opieszali dzierżawcy i o swym zamiarze położenia temu kresu.
— Mój Boże — odparł wymijająco. — Któż z nas nie ma przykrości w interesach! Czy pan daje karty?
— Tak.
Rozpoczęto grę. Należało to może przypisać zdenerwowaniu lub też absorbującym go myślom, — faktem było, że lord Rochester przegrywał stale. Przegrawszy około 2000 funtów rzucił karty:
— Chyba starczy, Meneval? — rzekł. — Jest pan prawdopodobnie już zadowolony z rewanżu?
Najzupełniej ,Rochester, Musiał pan mieć dziś niezwykłe szczęście w miłości. — Mówiąc te słowa miał znów na ustach swój tajemniczy uśmieszek.
— Żartuje pan, Meneval... Jestem żonaty, i znam swe obowiązki małżeńskie.
— Tak; jak i obowiązki moralne — uzupełnił lord Percy, zapalając papierosa. Jakkolwiek sam jestem raczej libertynem, interesują mnie pańskie prace na terenie „Stowarzyszenia Niesienia Pomocy Upadłym Dziewczętom“. Chciałbym poświęcić na ten cel to, co dziś wygrałem w karty.
Lord Rochester wydawał się tym zachwycony.
— Brawo, młody człowieku. Postanowienie to przynosi panu zaszczyt. Niech się pan zwróci do mojej żony.
Lord Meneval podniósł się.
— Bardzo panu dziękuję — rzekł — z prawdziwą przyjemnością złożę tę drobną sumę na ręce lady Rochester.
Następnego dnia, gdy lord Percy znajdował się w przedpokoju apartamentów lady Rochester, usłyszał zmieszane głosy kobiece. Dochodziły one z buduaru pani domu. Jeden z nich, drżący ze złości gromił kogoś ostro. Drugi z nich przerywany był łkaniem.
— Zapewniam panią, milady...
— Milcz, bezwstydna... I to w moim domu! Precz z mych oczu!
Lord Percy usłyszał jeszcze odgłos policzka oraz okrzyk bólu. W tej samej chwili drzwi buduaru otwarły się gwałtownie. Wypadła z nich pokojówka z oczyma napuchniętymi od płaczu i zaczerwienioną twarzą. Była to śliczna młoda dziewczyna i lord Percy uczuł w sercu litość dla jej łez. Na widok nieznajomego zatrzymała się, jak wryta. Lord skorzystał z tego i zapytał o powód zmartwienia. Dźwięcznym, miłym głosem opowiedziała swą historię. Pani jej była nader moralizatorsko usposobiona i nie znosiła cienia romansu pomiędzy służbą.
— Ach, proszę pana — płakała. — Proszę sobie nie wyobrażać o mnie nic złego. Jestem uczciwą dziewczyną. Alfred Reynols zamierza mnie poślubić, gdy tylko znajdzie posadę. Wczoraj oczekiwał mnie przy furtce parkowej. Zarządzający domem, Jonny, zauważył nas i doniósł o wszystkim pani. Człowiek ten ma na mnie złość, ponieważ wzgardziłam jego ofertą.
Znów wybuchnęła płaczem.
— Cóż teraz pocznę? Zostałam bez pracy i bez pieniędzy. Pani mnie uprzedziła, że wyda mi złe świadectwo. Jako przyczynę wydalenia poda złe prowadzenie...
Błyskawica gniewu zajaśniała w oczach lorda.
— Niech pisze, co jej się żywnie podoba. Proszę mi podać swój adres i nazwisko. Dzięki mym stosunkom wystaram się panience szybko o pracę.
— Ach, milordzie — odparła z wdzięcznością. — Nazywam się Nelly Somerset, Mieszkam u mej ciotki na Wilson Street.
Zaledwie zdążyła uciec, gdy w przedpokoju pojawiła się druga pokojowa, której lord wręczył swą kartę wizytową. Lord został wprowadzony do pięknego buduaru, urządzonego z książęcym zbytkiem. Lady Lea Rochester kończyła włanie przed lustrem swą toaletę. Była to kobieta trzydziestoletnia, wysoka, lecz trochę za szczupła, o czarnych błyszczących włosach. Wyciągnęła ku gościowi trochę zbyt tęgą i zbyt wybrylantowaną rękę.
— Kazałam panu długo czekać milordzie... Bardzo za to przepraszam.
— Nie wiem, milady — rzekł lord Percy — czy wie pani jaki jest cel mej wizyty?
— Oczywista: Mąż mój poinformował mnie, że interesuje się pan instytucjami dobroczynnymi. Zechciej pan usiąść. Czuję się jeszcze słabo po ostatnich przejściach. Mąż mój opowiedział panu niezawodnie o przedwczorajszej wizycie policji...
Lord Percy oświadczył, że o niczem nie wie.
— Czyżby? Opowiem panu pokrótce. W gruncie rzeczy szło tu o głupstwo. Jakiś żartowniś wpadł na niemądrą myśl napisania memu mężowi listu z ostrzeżeniem, że w ciągu popołudnia dokona włamania do jego kasy ogniotrwałej. List ten nosił podpis John C. Raffles.
Lord Lister — on to bowiem był — uśmiechnął się tajemniczo.
— Słyszałem o nim, milady. Czy przybył on istotnie?
— O nie. Temniemniej mieliśmy dużo emocji. Lord Rochester nie stracił swej przytomności umysłu. Poprostu schował pieniądze do portfelu i sam udał się na nieszpory. Mam wrażenie zresztą, że opowiadania o Rafflesie są trochę przesadzone.
— Tak pani sądzi? — zapytał młody lord, którego oczy zalśniły dziwnie.
— Mimo to jednak obawiała się pani...
Uśmiechnęła się.
— Miałam ku temu powody. Jeśli mnie pan nie zdradzi, wyznam panu pewną rzecz: mąż mój wyjął coprawda pieniądze z kasy lecz nie wiedział, że znajdują się w niej jeszcze i moje pieniądze. Nie podejrzewał zresztą istnienia tej sumy i nie powinien nigdy o niej się dowiedzieć. Zna pan mężczyzn. Mężowie zwłaszczaa są bardzo nieoględni i — denerwują się gdy kobieta prosi ich o najmniejszą choćby sumę na tualety. Dlatego też, obojętne w jaki sposób, zaoszczędziłam sobie pewną sumkę. Z pomocą zaufanego człowieka rozpoczęłam grać na