Strona:PL Lord Lister -05- Uwodziciel w pułapce.pdf/7

Ta strona została uwierzytelniona.
3


Dwa listy

Następnego rana lord Rochester zajęty był przeglądaniem poczty w swoim wspaniale urządzonym gabinecie. Uwagę jego zwrócił list w małej kopercie adresowanej niewątpliwie kobiecą ręką, co zawsze interesowało go najwięcej.
Zaledwie otworzył list i przebiegł oczyma kilka pierwszych linii, twarz jego poczerwieniała z zadowolenia. List ten miał treść następującą:

Szanowny Panie!

Wczoraj wieczorem wracając do domu miałam zaszczyt i przyjemność Pana poznać. Muszę Pana przeprosić za sposób w jaki odniosłam się do Pana. Jedynym moim wytłumaczeniem było to, że nie wiedziałam z kim miałam przyjemność. Ten nieokrzesany brutal swoją niefortunną interwencją przeszkodził mi poznać pana bliżej i okazać się godną pańskich dobrych wobec mnie intencji.
Biedna sprzedawczyni uważać się musi za szczęśliwą, mając tak szlachetnego i wpływowego protektora. Jestem, niestety, zajęta cały tydzień. Jeśliby zaś pan zechciał wybaczyć mi moją wczorajszą zuchwałość, proszę przyjść do mnie jutro, w niedzielę, pomiędzy godziną piątą a ósmą po obiedzie. 85 Baltic Street, 2-gie piętro, u pani Dumby.
Łącząc wyrazy prawdziwego szacunku

pozostaję MARY GRENN.

Lord nie posiadał się z radości. Oczywista, że pójdzie. Mała wyglądała dość pikantnie ze swymi blond włosami, zgrabną figurką i kształtnymi nogami. O, na kobietach znał się dobrze prezes Towarzystwa Opieki nad Upadłymi Dziewczętami i administrator Schroniska Domowego.
Przeglądając w dalszym ciągu pocztę, natrafił na dużą kwadratową kopertę zaadresowaną na maszynie. Twarz jego zmieniła się nie do poznania, przerażenie wykrzywiło rysy.

Lordzie Rochester! — czytał:

Jest pan największym hipokrytą, jakiego wydała kula ziemska. W oczach świata uchodzi pan za człowieka dobroczynnego. W rzeczywistości zaś wysysa pan krew ze swych biednych dzierżawców i wyrzuca ich bezlitośnie na bruk, gdy nie płacą regularnie czynszu. Dlatego też postanowiłem dać panu nauczkę. W pańskim gabinecie znajduje się kasa, zawierająca w chwili obecnej 4000 funtów sterlingów, uzyskane drogą lichwy i oszustw. Postanowiłem pozbawić pana tej sumy i uczynić to jutro, w niedzielę, pomiędzy godziną 5—7 wieczorem. Niech pan się nie stara temu zapobiec, bo wszelkie usiłowania będą bezskuteczne.

John C. Raffles.

Raffles! Nazwisko to napełniało lękiem serce lorda. Najmocniejsze zamki, najbardziej skomplikowane maszynerie otwierały się przed nim, jak zaczarowane. Ponadto posiadał dar przebywania jednocześnie w kilku miejscach. Jedynie policja nie widziała go nigdzie. W każdym razie nie potrafiła dotąd schwytać lorda Listera, który zdawał się posiadać jakąś nadludzką władzę. Lord wytarł zroszone zimnym potem czoło. Nawet żona jego nie wiedziała o istnieniu owych 4000 funtów, pochodzących od dzierżawców jego dóbr podlondyńskich. Właśnie wracał stamtąd, gdy spotkał piękną Mary Green.
W przerażeniu swym zapomniał o dziewczynie. Dziwnym zbiegiem okoliczności Raffles zapowiedział swoją wizytę na godzinę, na którą lord zaproszony został do pięknej nieznajomej. Lord był wściekły i przerażony zarazem. Po kilku jednak chwilach namysłu odzyskał straconą równowagę. Żart ten nie mógł pochodzić od Rafflesa. Autor listu zdawać sobie musiał niewątpliwie sprawę, że nikt nie będzie trzymał pieniędzy tak długo, aż złodziej zechce je zabrać. Nie, Raffles nie mógł być tak głupim. Ktoś chciał widocznie zrobić mu przykry kawał. Miał on swych wrogów, zwłaszcza wśród dzierżawców, których gnębił bezlitośnie. Dzierżawcy ci wiedzieli nie wątpliwie o zainkasowanych czterech tysiącach, które otrzymał niedawno od administratora. Mimo to postanowił zastosować pewne środki ostrożności. Połączył się ze Scotland Yardem i po kilku chwilach Baxter był już powiadomiony o wypadku.
— Jeszcze Raffles! — jęknął Baxter, patrząc na swych podwładnych. — Ten człowiek to przekleństwo mojego życia! Ileż już razy mieliśmy go w ręku! Zawsze jednak w ostatniej chwili wymyka się nam jak piskorz. Jego bezczelność przekracza wszelkie granice. W każdym razie dobrze, że jesteśmy zawiadomieni.
Detektyw Marholm, zwany Pchłą, uśmiechnął się pod wąsem.
— Oczywista, komendancie, że tym razem powinno nam pójść łatwiej — rzekł — Znamy już wszystkie jego sposoby i kawały. Ale pamięta pan wypadek gdy poszkodowany lord Lister okazał się identyczny ze złodziejem Rafflesem? Nie zdziwiłbym się wcale, gdyby Raffles tym razem przedzierzgnął się w lorda Rochestera. Lord Lister, czyli Raffles jest wysoki i smukły, natomiast lord Rochester jest mały, jak ja. Ale cóż to ma do rzeczy? Raffles potrafi wszystko. Pamiętam, że kiedyś schronił się do szafki od zegara. — Tym razem może potrafi skryć się w komodzie, lub biurku?..
Inspektor Baxter wzruszył ramionami.
Nie miał zresztą czasu ani chęci do podtrzymywania na ten temat dyskusji. W kwadrans później wraz z czterema swymi najlepszymi agentami zjawił się w willi lorda Rochestera w Elismor Garden, w okolicach Hyde Parku. Baxter obejrzał uważnie list Rafflesa, o którym mu już lord Rochester telefonował uprzednio.
— Niesłychane — rzekł, obejrzawszy papier ze wszystkich stron. — Czy suma 4000 funtów pokrywa się dokładnie z sumą, znajdującą się w kasie?
Lord skierował się w stronę kasy, stojącej w pobliżu okna i otworzył ją:
— Niech się pan sam o tym przekona. Jest nawet o sześć fnutów i osiem szylingów więcej. Ponieważ wczoraj była sobota i banki zamknęły wcześniej swoje kasy, nie miałem możności złożenia pieniędzy do banku.
Kapitan Baxter zarzucił lorda całym szeregiem pytań, pod gradem których lord uśmiechnął się w końcu.
— Nie przypuszcza pan chyba serio, że list ten pochodzi naprawdę od Rafflesa? Byłoby to za głupie z jego strony. Wystarczyłoby, abym nosił pie-