Strona:PL Lord Lister -06- Diamenty księcia.pdf/11

Ta strona została uwierzytelniona.
7

księcia Norfolk postawił obok siebie na stole. Następnego dnia wczesnym rankiem miały być przeniesione do Pałacu Wystawy.
Jeden z policjantów chodził nieustannie tam i spowrotem przed bankiem.
Nagle, w momencie gdy policjant skierował się w stronę wąskiej uliczki, zjawili się dwaj eleganccy panowie. Był to Raffles i Charley.
— Jeśli możesz zrobić z siebie drabinę — rzekł Raffles mierząc odległość wysokiego parteru od ziemi — dostanę się tam z całą łatwością.
Charley oparł się mocno plecami o ścianę i skrzyżował ręce. Lord Lister postawił na nich nogę. Jednym skokiem znalazł się na ramieniu swego przyjaciela, otworzył bezszelestnie drewnianą żaluzję i wsunął rękę w otwór. Jak cień zniknął w otwartym przez siebie oknie.
Charley Brand pozostał na warcie. Policjant, mający obchód, powrócił i nie zauważywszy nic podejrzanego, poszedł dalej.
Minął kwadrans zanim Lister powrócił. Trzymał pod pachą dużą kasetę i śmiał się.
Gdy oddalili się od miejsca przestępstwa, Charley odważył się zapytać:
— Czemu ci tak wesoło?
— Zwolnij mnie z odpowiedzi, przyjacielu — odparł Lister, poważniejąc nagle.
— Co jest w tej kasecie?
Diamenty księcia Norfolk.
Charley Brand oniemiał.
— Diamenty... ależ to fortuna! Czy się nie boisz?
Lister zaśmiał się.
— Ja i obawa? Niby z jakiego powodu?
— Skoro jutro diamenty księcia nie będą na wystawie, natychmiast cała policja angielska rzuci się w pogoń za złodziejem.
— O czym myślisz? Diamenty będą na wystawie.
— Nie rozumiem... Kto je tam zaniesie?
— Ja... Poczynając od dziś jestem pełnomocnikiem „London and Sudwest Banku“ i na mnie spada trud dozorowania diamentów księcia. Jutro dowiesz się więcej.
Lord Lister późno w nocy zajęty był przygotowaniami. Charley, zmęczony wzruszeniami dnia, zasnął snem głębokim. Obudził się nazajutrz dość późno. Lord Lister znikł.
W tym samym momencie w Londynie rozniosła się wieść o jego aresztowaniu.

Tajemnica diamentów

Pogłoska o śmierci Rafflesa obiegła Londyn lotem błyskawicy. Mieszkańcy tego dziwnego miasta mają od dawna dwie pasje: sport i zbytek. Chęć zobaczenia diamentów księcia, o których piękności i cenie opowiadano cuda, ściągnęła do Pałacu Wystawowego tłumy ciekawych. Auta prywatne i taksówki zajeżdżały co chwila. Policja z trudem utrzymywała porządek.
Diamenty księcia spoczywały na stole, na siedmiu wielkich jedwabnych poduszkach.
Jakkolwiek miały być wystawione na publiczny widok dopiero o godzinie dziewiątej, już o pół godziny wcześniej przyniósł je na miejsce pełnomocnik banku, starszy, godny zaufania, człowiek.
W każdym innym kraju kosztowności te przywiezionoby prawdopodobnie pod eskortą policji. W Anglii jednak uważa się tego rodzaju praktyki za niecelowe. Zwłaszcza, że osoba, której pieczy diamenty powierzono, zasługiwała na pełne zaufanie.
Był to mężczyzna, liczący około trzydziestu pięciu lat, o czarnej szpiczastej bródce. Stał za stołem i nie spuszczał oczu z jedwabnych poduszek.
Zwiedzającym był jeszcze wstęp wzbroniony, gdy do sali weszła bardzo elegancka młoda kobieta w towarzystwie inspektora. Ciemne kasztanowate włosy okalały jej twarz o idealnym rysunku. Ciemne jej oczy spoglądały mądrze i bystro.
— Oto sala diamentów — rzekł inspektor.
Ukłonił się damie i wyszedł, ponieważ miał wyraźny zakaz pozostawania dłużej w sali.
— Jestem miss Marion — rzekła. — Przysłano mnie do pilnowania diamentów księcia. Jestem detektywem.
Zbliżyła się do stołu. Długa jej suknia sięgała ziemi. Zdjęła jasne szare rękawiczki i nie czekając odpowiedzi mister Blaka, usiadła za stołem.
Rzuciła okiem na rewolwer, trzymany przez urzędnika banku.
— All right — rzekła.
Przystojny urzędnik uśmiechnął się, lecz nie powiedział słowa. Publiczność poczęła napływać do sali. Detektywi i urzędnicy sprytnie ukryci byli wśród tłumu.
Po upływie pół godziny opróżniono salę, aby dać dostęp nowej partji zwiedzających. Pomiędzy zmianami były przerwy, dla dania możności odpoczynku pilnującym.
Mister Blake nie traktował obowiązku swego zbyt poważnie.
— Kto panią tu przysłał? zapytał swą towarzyszkę, zapalając papierosa.
— Nie mam powodu tego taić przed panem — odparła zagadnięta — Lord Mayor Londynu jest wielce zaniepokojony faktem, że wystawa ta odbywa się w czasie pobytu Rafflesa w naszym mieście. Ponieważ nie żywi zaufania do policji, zwrócił się do mnie.
— Czy wykonywała już pani kiedykolwiek takie funkcje?
— Owszem. W obecnej chwili mam tylko jedno pragnienie.
— Jakie?
— Schwytać Rafflesa. Pragnienie to owładnęło mną całkowicie. Pochodzę z starej, ale zubożałej rodziny. Dlatego też musiałam obrać sobie ten zawód. Daje on bardzo poważne dochody.
— Chcę więc pani za wszelką cenę schwytać Rafflesa?
— Tak... Raffles interesuje mnie szalenie. Jest to gentleman oraz złodziej w jednej osobie, złodziej największy, jakiego wydało nasze pokolenie. Chciałabym zmierzyć się z nim i zwyciężyć
— Nie wątpię, że potrafiłaby pani tego dokonać. Jeden pani uśmiech wystarczy, aby uczynić z mężczyzny niewolnika.
Zaczerwieniła się gwałtownie. Odpowiedź urzędnika banku wytrąciła ją z równowagi.