Strona:PL Lord Lister -06- Diamenty księcia.pdf/13

Ta strona została uwierzytelniona.
9

— I teraz ma pani zmartwienie, że nie dokonała pani aresztowania?
— Przyznaję, że tak.
— Cobym otrzymał, gdybym dał pani okazję zdemaskowania prawdziwego Rafflesa?
Spojrzała na niego drwiąco.
— Niestety, nie jest to w pańskiej mocy.
— Kto wie? A może? Cóżbym za to dostał?
— Sto funtów.
— Za mało. Pocałunek odpowiadałby mi bardziej.
— Jest pan bezczelny.
Po chwili milczenia dodała:
— Zgoda. Jeśli mi pan dopomoże, pozwolę panu pocałować się.
— A więc umowa zawarta — rzekł wyciągając do niej rękę. — Proszę mnie zaaresztować!
— Ułożył diamenty na miejscu i zwrócił się do agenta policji, który stał zbyt daleko, aby móc usłyszeć treść ich rozmowy.
— Może pan pozwolić na wpuszczenie publiczności...
Napłynęły nowe tłumy. Kobieta-detektyw jak nieruchomy posąg stała obok Blaka.
— Proszę uważać, madame — rzekł. — Należy być lepszym detektywem i staranniej pilnować diamentów.
Zastosowała się do tego rozkazu, nie spuszczając jednak zeń wzroku. Nie ulegało wątpliwości, że to był Raffles.
— Sądziłam jednak, że ma pan czarne włosy.
— Gdybym wiedział, że zawrę tak miłą znajomość, zostawiłbym moją brodę w domu.
Zaczerwieniła się. Podniosła do góry rękę, jakby chcąc dać znak inspektorowi i powiedzieć:
— Zatrzymajcie tego człowieka... To Raffles...
Lecz w tej samej chwili Raffles utkwił w niej spojrzenie swych palących czarnych oczu.
— Straszny z pana człowiek — szepnęła. — Nie wiem, co się ze mną dzieje. Wydaje mi się, że mam ołów w żyłach. Nie umknie mi pan. Natychmiast gdy opuści pan tę salę, każę pana aresztować!
— Jak pani chce — odparł Raffles obojętnie. — Przedtym jednak pocałuję panią.
Zaczerwieniła się jak piwonia.
Jeden z inspektorów zbliżył się do Rafflesa i rzekł tajemniczym tonem:
— Nie ulega wątpliwości, że schwytany osobnik był Rafflesem. Mam ponadto dla was drugą sensacyjną nowinę. Dyrektor jedenastego oddziału „London and Sudwest Banku” znikł dzisiejszej nocy bez śladu.
Raffles uśmiechnął się.
— Czyżby? I nie można go odnaleźć?
— Nie. Zniknięcie to stanowi nielada sensację. Być może, że kryje się za tym jakaś zbrodnia.
Raffles zapalił papierosa. Kobieta-detektyw stała tuż obok niego ze skrzyżowanymi rękami. Napróżno usiłowała rozwiązać skomplikowaną zagadkę.
— Człowiek, którego Raffles kazał przed godziną aresztować, nie jest Rafflesem — myślała. — Słyszę, że dyrektor jedenastego oddziału „London and Sudwest Bank uciekł. Prawdziwy i fałszywy Raffles wiedzą dokładnie o dokonanym dzisiejszej nocy włamaniu do mieszkania dyrektora. Być może, że człowiek, którego zatrzymano jako Rafflessa, jest właśnie owym dyrektorem. Cóż jednak miał zamiar robić z fałszywymi diamentami?
Napróżno łamała sobie głowę nad wyjaśnieniem tej wątpliwości. Nie ulegało kwestji, że dyrektorowi zależało na tym, aby nie zostać poznanym. Niewątpliwie miał już jakieś przestępstwo na swym sumieniu. Pełniąc od wielu lat straż nad diamentami księcia, postanowił widocznie je sobie przywłaszczyć. Kazał sporządzić zręczne imitacje i w ten sposób rozporządzał dwoma kompletami klejnotów, z których jeden był prawdziwy, drugi zaś fałszywy. Fałszywe klejnoty znajdowały się w jego sypialni w chwili gdy Raffles dokonał włamania. Prawdziwe zaś schowane były w bezpiecznym miejscu.
W jakiż jednak sposób zdołał Raffles zawładnąć z prawdziwymi diamentami?
— Czy mogę pani w czymkolwiek pomóc? — zabrzmiał tuż za nią uprzejmy głos.
Odwróciła się i ujrzała roześmianą twarz Rafflesa. O, jakże go znienawidziła w tym momencie!
— Chciałabym wiedzieć, gdzie się znajduje prawdziwy mister Blake, którego wygląd skopiował pan tak dokładnie?
— Prawdziwy mister Blake, madame urzędnik „London and Sudwest Bank“, nie żyje.
— Nie żyje? Chciał pan prawdopodobnie powiedzieć, że został zamordowany?
— Tak.
— Ale chyba nie przez pana?
— Nie, ja nie zabijam nikogo. Zabił go dyrektor jedenastego oddziału „London and Sudwest Banku“.
— Czy jest pan tego pewien?
— Tak. Zaglądając do jego pokoju przez dziurkę od klucza, stałem się naocznym świadkiem zbrodni. Zbyt późno było, abym mógł przyjść mu z pomocą. Nie ulega kwestii, że dyrektor, który był również zabójcą człowieka, znalezionego w podziemiach, chciał przywłaszczyć sobie diamenty księcia Norfolk. W wykonaniu swego projektu natrafił na tę trudność że cała policja międzynarodowa rzuciłaby się w pościg za sprawcą kradzieży. Pomyślałem sobie odrazu, że dyrektor, zgładziwszy ze świata urzędnika, który miał przynieść diamenty, zjawi się z nimi sam, przebrany za Blaka. Oczywista, że cały świat szukać wówczas będzie Blaka, po którym ślad zaginie. Po pewnym czasie dyrektor jedenastego oddziału ukryłby się spokojnie wraz z diamentami w jakimś zamorskim kraju. Czy teraz pani rozumie tę grę?
— Tak. Opierając się na tym planie, postanowił pan, panie...
— Raffles. Pomyślałem sobie, że i ja mogę wpaść na podobną myśl. Cieszyłem się z góry, że zastawię nań pułapkę. Zeszłej nocy, gdy dokonałem włamania do jego sypialni, przebrałem się również za Blaka. Następnie zadenuncjowałem go przed inspektorem Baxterem. Czy to nie świetny kawał?
Nie odpowiedziała. Należało jaknajprędzej skończyć z tym człowiekiem. Chciała jednak pokonać go tą samą bronią, którą walczył przeciwko niej, to jest podstępem i sprytem.
— W jaki jednak sposób zdołał pan przywłaszczyć sobie prawdziwe diamenty?
— To bardzo proste. Dyrektor nie jest zwykłym przestępcą i przygotował się na wszelkie ewentualności. Aby nie narazić się na zaaresztowanie, postanowił dać na wystawę imitację. Prawdziwych diamentów nie przechowywał bynajmniej w ogniotrwałej kasie, ponieważ znalezionoby je tam z łatwością przy pierwszej rewizji. Owej nocy, gdy złożyłem wizytę dyrektorowi, zorientowałem się odrazu, że diamenty były fałszywe. Szukałem więc