Strona:PL Lord Lister -06- Diamenty księcia.pdf/17

Ta strona została uwierzytelniona.
13

tor. — Byłem przerażony, lecz odparłem: Nie panie inspektorze. Czy słyszy pan ten hałas? To oni.
Istotnie na korytarzu dały się słyszeć ciężkie kroki.
Raffles nie miał ani chwilki czasu do stracenia. Wszystko zależało od szybkiej decyzji. Po raz pierwszy w swym życiu Tajemniczy Nieznajomy zawahał się. Nagle doszedł do jego uszu kobiecy głos.
— Cóż się stało — lordzie Boston? — Czego chce od pana policja?
Tajemniczy Nieznajomy zaśmiał się.
— Staraj się ich zatrzymać Charley, ja zaś zajmę się resztą.
— Czy mnie kochasz, Marion? — zapytał, klęknąwszy przed kobietą.
— Kocham cię, Edwardzie.
— A więc ratuj mnie. Za minutę wejdzie tu policja. Możesz mnie uratować jednym słowem.
Wstał z kolan. Nie odczuwał najmniejszego lęku.
— Co mam czynić? — zapytała miss Marion.
— Wyjdź natychmiast z tego pokoju — odparł lord Lister — Musisz udawać, że znasz inspektora, ponieważ on cię zna. Nie pytaj w jaki sposób. Zapewniam cię, że zna cię i to dobrze. Rozkaż mu, aby zawrócił i wszedł na schody, prowadzące do pokoi służbowych.
Powiedz im, że ja się tam ukrywam. Gdy policja będzie już na górze, wracaj szybko po mnie.
Wyraźnie skandował każde słowo. Nagle do uszu jego doszedł przeciągły gwizd: To Charley Brand ostrzegał go, że nie może już dłużej wstrzymywać policji. Jednym skokiem lord Lister skrył się za parawanem. W tej samej chwili inspektor Baxter wraz z policjantami weszli do pokoju.
— Gdzie Raffles? A, to pani, — rzekł na widok miss Marion. — Naprawdę obawiałem się już o pani życie. Gdzie on jest?
Miss Marion wzruszyła ramionami.
— Jest pan na fałszywym tropie, inspektorze — odparła spokojnym głosem. — Tutaj go nie ma.
— Jakto? Widziałem wyraźnie jego cień na szybie drzwi.
Potrząsnęła przecząco głową.
— W przedpokoju znajdują się schody wiodące do sekretnego wyjścia. Uciekł w kierunku tych właśnie schodów.
Baxter zaklął i razem z detektywami rzucił się w kierunku schodów, prowadzących do pokojów służbowych. Machinalnie poszła za nimi. Nie spostrzegła, że za nią kocimi ruchami skrada się jakiś człowiek. Agenci stanęli przed dużymi drzwiami, które otworzyli z łatwością.
— Proszę wejść z nami — zawołał ku niej inspektor Baxter.
Zatrzymała się. Przesunęła dłonią po oczach.
Powoli wracała jej pamięć.
— Raffles!
Kwiat zapomnienia przestawał działać. Kobieta detektyw przypomniała sobie wszystko, co się dotąd zdarzyło.
Na okrzyk ten inspektor Baxter rzucił się w tym kierunku. W tej samej chwili Raffles doskoczył do drzwi, przekręcił klucz w zamku i zamknął inspektora wraz z policjantami w pułapce.
Znaleźli się więc sami, Raffles oraz ścigająca go kobieta. Raffles z szybkością błyskawicy zasłonił jej dłonią usta, wziął ją na ręce i jak dziecko zniósł ze schodów.
— Szybko do auta! — zawołał Raffles do swego przyjaciela Charley‘a.
Z zamkniętego pokoju na piętrze dochodził piekielny hałas. Inspektor Baxter i agenci z całej siły dobijali się do drzwi.
— To pani, miss Marion, zastawiła na nas tę pułapkę! — ryczał inspektor. — Wstyd i hańba!....
Drzwi poczęły ustępować pod naporem silnych ramion policjantów.
Z trudem udawało się lordowi utrzymać wyrywającą mu się kobietę.
— Idźcie szybko na górę — rozkazał lord Lister swej wiernej służbie — i starajcie się podtrzymać drzwi z tej strony. Gdy uczujecie, że agenci wyważają drzwi, uciekajcie ile sił w nogach. W wypadku, gdyby was zapytali gdzie ja jestem, odpowiedzcie, że odwiozłem miss Marion do jej domu.
Auto ruszyło z miejsca.
Dom był stak solidnie zbudowany, że grube jego ściany nie przepuszczały nazewnątrz żadnego dźwięku. Dzięki temu detektywi przyprowadzeni przez miss Marion nie słyszeli odgłosów awantury.
Dopiero jeden z nich zauważył Rafflesa, wnoszącego miss Marion do auta i zakomunikował tę nowinę swym współkolegom. Nie tracąc ani chwili czasu rzucili się w pogoń za autem. Lord Lister otworzył szybę i wychylił głowę, aby spojrzeć za siebie. Kula rewolwerowa świsnęła tuż koło jego ucha. W pewnym momencie jeden ze ścigających wskoczył na maszynę lorda i stanął na błotniku. Lord spokojnie otworzył drzwiczki auta, i policjant wypadł na jezdnię.. W tej samej chwili lord uczuł dokoła swej szyj i uścisk dłoni. Tracił oddech. — Raffles, jest pan moim więźniem! — rzekła kobieta detektyw.
Nie liczyła się jednak z niezwykłą siłą Rafflesa. Z łatwością wyswobodził się z duszącego uścisku i chwyciwszy obie jej ręce, rzekł:
— Przykro mi, madame, że musiałem użyć siły przeciwko pani. Względy galanterii ustają, gdy ktoś kogoś chwyta za gardło.
Auto zatrzymało się nagle. W jednej chwili Raffles obiął grozę sytuacji John, szofer, raniony osunął się na kierownicę.
Tajemniczy Nieznajomy postanowił walczyć do ostatniej kropli krwi. Pierwszy z detektywów — który postanowił się rzucić na lorda, otrzymał potężne uderzenie pięścią w brodę i cofnął się. Drugi ugodzony silnym kopniakiem rozciągnął się na ziemi. Trzeci upadł zemdlony, otrzymawszy cios w skroń. Odwróciwszy się Raffles ujrzał wycelowaną w swoją stronę lufę rewolweru. Jednym skokiem znalazł się przy agencie, wyrwał mu broń z ręki i zniknął w ciemności.
Biegł bez wytchnienia, czując tuż za sobą pogoń. Nagle znalazł się przed wspaniałym ogrodem, oddzielonym żelaznymi sztachetami od ulicy. Jakieś światła błyszczały na pierwszym piętrze zbudowanego z masywnych kamieni domu. Lord Lister zatrzymał się i spojrzał do góry. Były to tyły pałacu księcia Norfolk. Nie tracąc ani chwili, przesadził ogrodzenie i z kocią zręcznością znikł w ogrodzie. Czas już był najwyższy. Po chwili zjawiła się miss Marion wraz z detektywami. Nie widząc nikogo wydała rozkaz przeszukania parku, lecz było