Strona:PL Lord Lister -06- Diamenty księcia.pdf/9

Ta strona została uwierzytelniona.
5

zmarłych poruszył się. Był to Raffles. Początkowo policjant sądził, że uległ złudzeniu. Ściskając silnie pałkę w ręce, przymknął oczy. Po chwili otworzył je znowu: Nie ulegało wątpliwości, że Raffles się poruszył.
Położył rękę na piersi, następnie oparł się o ławkę i usiadł, wpijając ostry wzrok w twarz detektywa.
Policjant zamarł ze strachu. Pałka wypadła z jego rąk. Z okrzykiem przerażenia rzucił się do ucieczki.
Raffles zeskoczył z ławki i rozprostował zdrętwiałe członki. Siły jego wracały stopniowo. Otworzył drzwi i wyszedł z sali. Urzędnik banku, który znalazł się w pobliżu niego, rzucił się jak oszalały do ucieczki. Korytarze były puste. Zaledwie kilku urzędników pozostało w całym banku. W głównej sali pochylony nad swym biurkiem siedział kasjer, który pierwszy wszczął alarm, Gdy ociekająca krwią zjawa weszła do jego pokoju, nie podniósł nawet oczu z nad roboty.
— Czemu pracujesz o tak późnej porze? — odezwał się Raffles grobowym tonem.
Kasjer podniósł głowę.
— Na miłość Boską, kim jesteś, zjawo? — krzyknął, drżąc cały na swym fotelu.
— Jestem Raffles.
— Raffles? Przecież nie żyje.
— Well! Oto znów jestem przy życiu.
Nieboszczyk powoli zbliżał się do kasjera. Biedny urzędnik uczuł, że siły go opuszczają. Zrobiło mu się czarno przed oczyma. Na ciele czuł dotknięcie trupiej zimnej ręki. Z okrzykiem przerażenia ukrył się pod biurkiem.
— Zbyteczna obawa, szanowny panie. Ile pan dzisiaj zainkasował?
— Nic, zupełnie nic — jęknął kasjer z głębi swej kryjówki.
— To niewiele, jak na oddział „London and Sudwest Bank“ — odparł śmiejąc się Tajemniczy Nieznajomy.
Kluczem należącym do kasjera otworzył kasę ogniotrwałą, badając jej zawartość.
— Do pioruna! Sto... Tysiąc.... pięć tysięcy... dziesięć tysięcy... czterdzieści tysięcy... Oto niezła suma. Jeśli nawet wezmę dwadzieścia tysięcy bank nie uczuje żadnego uszczerbku. Inspektor Baxter zabrał z mej kieszeni pieniądze, które z takim trudem zdobyłem dziś rano... Musicie mi dać za to pewne odszkodowanie. Dochodzi godzina czwarta. Proszę nie ruszać się z miejsca przed godziną piątą. Zrozumiano?
Człowiek nie odpowiedział. Przerażenie odjęło mu mowę. Pozostał bez ruchu jeszcze długo po wyjściu Rafflesa z sali.
Lord Lister posuwał się zwolna długim korytarzem. Do uszu jego doszedł odgłos rozmowy dwóch osób. Nie zwrócił nań początkowo większej uwagi.
— Diamenty księcia Norfolk — padły nagle słowa.
Zatrzymał się natychmiast, nadstawiając uszu. Zbliżył się do drzwi i przyłożył ucho do szpary.
— Obejmę więc pieczę nad diamentami księcia Norfolk — rzekł męski głos. Dokąd należy je zanieść?
— Do pałacu Wystawy — odparł drugi głos. — Przyślemy po nie potem dziś wieczorem, w odniesione zostaną jutro rano.
— All right!
Zapanowało milczenie. Nagle lord Lister upadł na kolana i spojrzał przez dziurkę od klucza. Idąc za pierwszm impulsem nacisnął na klamkę. Zastanowił się jednak, wzruszył ramionami i skierował się w stronę niewielkiej sali, gdzie umieszczone były umywalnie dla użytku urzędników. Tam zdjął swe ciężkie futro zbrukane krwią i niepostrzeżony przez nikogo wyszedł z banku.
W godzinę później był już u siebie w domu na East James Street.
Charley Brand oczekiwał go z niecierpliwością.
— Obawiałem się o ciebie — rzekł.
— Ja zaś o ciebie — odparł lord Lister.
— Jesteś bardzo blady. Co ci jest? Czyś nie chory?
— Nie — Byłem świadkiem sceny, która poszarpała moje nerwy. Okropne rzeczy dzieją się na tym świecie.
— Wytłumacz mi jednak, czemu wszystkie dzienniki podały wiadomość o twej śmierci? Czy chcesz przeczytać?
— Owszem, mój chłopcze.
Charley Brand podał mu numer „Times‘a“.

LONDYN ODETCHNĄŁ. RAFFLES NIE ŻYJE.
Raffles zwany Tajemniczym Nieznajomym znalazł dziś śmierć w jedenastym oddziele „London and Sudwest Banku“. Gdy urzędnicy ścigający go wkroczyli do podziemi, natrafili już na jego trupa. Został ugodzony kulą w głowę. Najciekawszą w całej historii jest okoliczność, że nigdzie nie znaleziono broni, z której padł morderczy strzał. Tuż obok niego leżał trup ohydnie zmasakrowanego człowieka. Jak dotąd nie udało się policji ustalić, kto był sprawcą tej podwójnej zbrodni.

— Wspaniałe! — mruknął Raffles.
— A jak rzeczy miały się istotnie? — zapytał Brand.
— Nie potrafię nic dodać do sprawozdania „Timesa“.
— W jaki sposób zdołałeś symulować śmierć? Widzę, że jesteś ranny. Masz na prawej skroni zlepione krwią włosy.
Raffles podniósł się i spojrzał do lustra
Umył ranę i zalepił ją plastrem.
— Któż cię zranił?
Lord Lister zaśmiał się.
— Jeszcze nie zgadłeś? Ja sam.
— Ty sam!... A gdzie rewolwer?
— Wyrzuciłem go na ulicę przez okratowane okno, o którym nikt nie pomyślał. Opowiem ci wszystko dokładnie, aby zaspokoić twą ciekawość. Ścigany przez Baxtera, schroniłem się do podziemi banku. Miałem dość przytomności umysłu, aby zamknąć za sobą drzwi na klucz. Zyskałem w ten sposób małą przewagę nad pościgiem, co pozwoliło mi rozejrzeć się w grozie mej sytuacji. Jedyne wyjście oblężone było przez Baxtera i jego ludzi. Nagle natknąłem się na jakieś zwłoki.
— To okropne — szepnął Charley.
— Nie miałem innego wyjścia: Musiałem umrzeć. Noszę zawsze przy sobie miksturę zawiera-