Strona:PL Lord Lister -08- Kradzież w wagonie sypialnym.pdf/6

Ta strona została uwierzytelniona.
Kradzież w wagonie sypialnym
Śmiertelny pojedynek

Jesienny wiatr wzbijał w górę tumany zeschłych liści w alejach Lasku Bulońskiego. Blade światło zcahodzącego słońca kładło na ziemię długie cienie.
Trzej mężczyźni w pustej o tej porze części Lasku zdawali się czekać niecierpliwie na kogoś. Jeden z nich otworzył sporą walizę i zaczął z niej wyjmować zwoje gazy, flakony i jakieś narzędzia.
— Doktor już przygotowuje się do pracy — rzekł jego towarzysz. — Ciekaw jestem, kto pierwszy skorzysta z jego pomocy?
— Drogi markizie, — odparł starszy z mężczyzn — mam nadzieję, że pojedynek wogóle się nie odbędzie. Mógłby pociągnąć za sobą dla pana poważne konsekwencje. Proszę nie zapominać, że zaledwie trzy miesiące temu poślubił pan jedną z najpiękniejszych kobiet w Paryżu, i że małżonka pańska byłaby niepocieszona, gdyby się coś panu stało.
Markiz Raul de Frontignac, oficer armii francuskiej, lecz ubrany po cywilnemu, wzruszył ramionami:
— Biedna moja Adrianna! — rzekł drżącym głosem. — Ma pan rację, książę, byłby to dla niej cios niesłychany. Sprawa ta jednak musi być załatwiona. W grę wchodzi jej honor... Proszę więc porzucić wszelką myśl pogodzenia nas. Tylko krew może być zadośćuczynieniem za zniewagę, którą mi rzucił w twarz lord Lister... Dlatego też surowe warunki tego pojedynku nie mogą być zmienione.
— Wybacz, mi drogi markizie — rzekł książę d‘Epernay — że zabieram głos w sprawie, która nawet dla mnie, twego sekundanta, przedstawia się tajemniczo. Kiedym w twoim imieniu zgłosił się do Listera, zrozumiałem odrazu, że idzie tu o kobietę. Trudno mi jednak uwierzyć, że dwaj tak dobrzy przyjaciele, jak pan, markizie, i lord Lister, mogliście dopuścić do tak ostrego zatargu.
— Lister istotnie był mym najlepszym przyjacielem — rzekł markiz z goryczą. — Przyznaję, że zawsze uważałem go za niezwykłego człowieka... Ale cóż... Gdy kobieta wchodzi w grę, kończy się przyjaźń... Która godzina? Uważam, że Lister powinien już tu być...
— Za pięć minut szósta — odparł hrabia, spojrzawszy na zegarek — Lister ma jeszcze pięć minut czasu. Musimy uwzględnić to, że dopiero dziś rano wsiadł w Sauthampton na okręt... Przejazd trwa najmniej osiem godzin. O godzinie pierwszej mógł być w Hawrze i najwcześniej o piątej na dworcu w Paryżu.
— Zbliża się automobil... rzekł markiz de Frontignac.
— Błagam pana raz jeszcze, niech się pan nie przeciwstawia próbom pogodzenia... Życie jest cennym darem... Muszę pana uprzedzić, że lord Lister jest pierwszorzędnym strzelcem... Nigdy nie chybia celu.
Nikt nie wie lepiej tego ode mnie — rzekł spokojnie Frontignac. — Nasz pojedynek jest walką na śmierć i życie... Jeden z nas musi polec.
Z poza drzew wyłoniła się postać młodego, około trzydziestu lat może liczącego mężczyzny... W lśniącym cylindrze i z nieodłącznym kwiatem w butonierce, wyglądał raczej jak gdyby wybierał się na bal, nie zaś wracał z uciążliwej podróży.
Hrabia d‘Epernay wyszedł na jego spotkanie.
— Jest pan idealnie punktualny, lordzie Lister — rzekł — Za minutę szósta!
— Przybyłem więc o minutę za wcześnie — odparł lord doskonałą francuzczyzną. — Przyrzekam, że następnym razem w podobnych okolicznościach będę dokładniejszy. Pozwólcie sobie panowie przedstawić mego sekundanta: baronet Sidney Bruce.
Sekundanci podali sobie ręce. W krótkiej rozmowie ustalili warunki pojedynku.
— A więc godzimy się na trzy wymiany strzałów — rzekł hrabia. — Pierwsza z odległości dwudziestu metrów, druga z dziesięciu, trzecia zaś z odległości pięciu. W tych warunkach rezultat śmiertelny jest rzeczą nieuniknioną.
— Jestem tego samego zdania — rzekł Anglik z flegmą.