Strona:PL Lord Lister -09- Fatalna pomyłka.pdf/14

Ta strona została uwierzytelniona.
10

żyć wejścia Rafflesa, ponieważ zwróceni byli do nie go tyłem.

Baron von Reutz przylgnął do ściany i wstrzymał oddech.

— Czemuż jest pan tak okrutny? — zapytała Magda Werner ze łzami w oczach. — Czemu dręczy mnie pan listami, które są w pańskim posiadaniu? Czy chce pan zniszczyć me szczęście i szczęście człowieka, który zdobył mą miłość?
Alfred Hopp wzruszył brutalnie ramionami.
— Czy myślisz, że naprawdę wezwałem cię po to, aby oddać ci listy? Jestem od tego bardzo daleki Tymi listami trzymam cię w mym ręku i nigdy od siebie nie puszczę. Przysięgałaś mi miłość. Wiem, że mnie teraz już nie kochasz i że masz należeć do innego. Mimo to...
Dziewczyna stała przed nim, jak ofiara skazana na śmierć przed katem.
— Nie rozumiem pana — szepnęła zdławionym głosem.
— Nie rozumiesz? — rzekł Alfred Hopp — Otóż to nic trudnego. Jestem czymś w rodzaju Mefista, żyjącym diabłem. Lubię niszczyć dla samego procesu niszczenia. Czemu grałem przed tobą rolę szlachetnego rycerza? Czyż miałbym wycofać się, aby zostawić miejsce drugiemu.
Młoda dziewczyna wydawała się nie rozumieć jeszcze całej sytuacji. Alfred Hopp zerwał się nagle. Krzyknęła.
— Nikt cię nie usłyszy tutaj, moja gołąbko — zawołał — krzycz ile chcesz. Jesteś w mojej mocy.
— Jeszcze nie — ozwał się męski głos.
W tej samej chwili jakaś silna ręka odrzuciła Alfreda Hoppa w sam koniec sali.
Drżąc i wzdychając dziewczyna podbiegła do nieznajomego, który stał w środku salonu.
Alfred Hopp odzyskał swą zimną krew. Zacisnąwszy pięści, spojrzał nieznajomemu prosto w oczy.
— Raffles! — rzekł głuchym głosem
— Tak jest. Jestem Raffles.
— Zbrodniarzu!
— Czemu zaszczyca mnie pan tytułem, który bardziej nadawał się do pana? — odparł Tajemniczy nieznajomy. — Jest pan prawdziwym szatanem Alfredzie Hopp. Ale szatanem, któremu brak siły.
Raffles zarzucił na ramiona dziewczyny jej płaszcz i wyciągnął do niej rękę.
— Niech pani ucieka stąd czemprędzej — rzekł poważnie — Proszę spokojnie czekać na dzień ślubu. Jeśli ma pani jakieś kłopoty, proszę nie zapominać, że Tajemniczy Nieznajomy roztoczył nad panią swą opiekę.
Magda Werner spojrzała nań z wdzięcznością swymi łagodnymi oczyma. Skinąwszy głową, oddaliła się szybkim krokiem.
Dwaj mężczyźni mierzyli się pełnym nienawiści wzrokiem.
— Czy ma pan przy sobie listy — rzekł Raffles, skrzyrzowawszy na ramionach ręce.
— Nie. Gdybym je nawet miał, nie dałbym tobie...
Silne uderzenie pięści nie pozwoliło mu skończyć zaczętego zdania.
— Nie zmuszaj mnie do powtórnego użycia siły względem ciebie. — Rzekł Raffles spokojnym tonem. — Proszę opróżnić kieszenie... Zobaczymy, czy w nich nie ma listu?
Alfred Hopp podniósł się i wykonał rozkaz. Miał przy sobie tylko jeden list, który Raffles zabrał. Resztę zostawił w domu, w zamkniętej kasetce.
— Trzeba więc będzie oddać resztę listów, Alfredzie Hopp.
— Nigdy.
— Cóż znowu? Czemu podnosisz głos? Kilka minut temu powiedziałeś, że nikt ze służby nie dosłyszy żadnego odgłosu. Raz jeszcze ci powtarzam, że listy te zwrócisz.
Odwrócił się w kierunku wyjścia.
— Kiedy liczysz na zwrot listów? — zapytał Hopp, drwiącym głosem.
— Pojutrze, w dniu ślubu Magdy Werner. — rzekł Raffles.
— Ach, więc i pan został zaproszony na ślub.
— Oczywista. Nie omieszkam skorzystać z zaproszenia.
Hopp zgrzytnął zębami. Na twarzy jego pojawił się szatański uśmiech.
Raffles włożył palto i wyszedł.

Czyżby zaaresztowanie Rafflesa?

Doktór Marchner postanowił wydać ucztę weselną w jednej z podmiejskich restauracyj Londynu. Spokój i szczęście malowały się na jego pięknej twarzy. Z radością spoglądał na twarze przyjaciół którzy zebrali się licznie aby uczestniczyć w tym uroczystym dniu. Był to kwiat inteligencji Londynu. Spoglądając na pannę młodą, niktby nie uwierzył, że była to prosta dziewczyna z ludu. Jej miły uśmiech i wrodzony wdzięk zjednywały jej wszystkie serca.
Od czasu do czasu doktór niespokojnym wzrokiem spoglądał w stronę stacji. Miało się wrażenie że oczekiwał kogoś, kto zwlekał z przyjazdem. Jakkolwiek ukrył przed swą młodą małżonką incydent z Tajemniczym Nieznajomym Magda dziwnym zbie giem okoliczności była równie jak on zaniepokojona.
Nagle doktór Marchner podniósł się. Elegancki, wytwornie ubrany młody człowiek zbliżał się od strony stacji. Miał na sobie wspaniałe futro na sobolach. Jego nieskazitelny cylinder błyszczał w promieniach zimowego słońca. Doktór wybiegł na spotkanie nowego gościa.
— Cieszę się z pańskiego przybycia. Oczekiwa-