Strona:PL Lord Lister -10- W ruinach Messyny.pdf/13

Ta strona została uwierzytelniona.
9


Dzień pracowicie spędzony

Wczesnym rankiem lord Lister podziwiał fasadę pałacu Finorich. Wzdłuż skweru zwartą linią ciągnął się szereg pałaców w stylu Odrodzenia. Od czasu groźnego trzęsienia ziemi w 1785 roku, budynki te, nie mające więcej niż dwa piętra, zdają się tworzyć jeden zwarty kompleks, którego środek zajmuje Ratusz.
Ulica ta zwie się również Palazzata.
Pałac Finori znajdował się u północnego wylotu tej ulicy. I on również ucierpiał mocno od trzęsienia ziemi. Właściciele zadowoleni byli, gdy pozostało im przynajmniej jedno piętro, na którym położyli dach.
Lister pozostawił w hotelu Giannettina, swego nowego służącego. Sam zaś, rzuciwszy przelotnie okiem na pałac i jego okolice, skierował się w stronę oddalonego o parę kilometrów Pace.
Baczny obserwator spostrzegłby, że jakiś człowiek idzie za nim w ślad, ukrywając się co chwila za skałami. Był to Giannettino, który szczerze przywiązał się do swego nowego pana. Nie mógł pozostać w hotelu, ponieważ obawiał się, że panu jego może się przytrafić jakieś nieszczęście.
Za Giannettinem sunął, jak niewidzialny cień signor Sarpi. Biedny detektyw nie miał zaufania do Giannettina. Obawiał się, że sycylijczyk żywi jakieś mordercze zamiary w stosunku do swego pana.
Lister począł iść ścieżką, wspinając się ku wzgó rzu, na którym znajdował się kościół.
Wszedł do kościoła i wyszedł po chwili. Oparł się o kolumnę, podziwiając malowniczy krajobraz Kalabrii.
— Jesteś więc, mój Luigi, — usłyszał tuż przy sobie melodyjny głos.
Schwyciła rękę Listera w swe obie dłonie. Z jej pięknych oczu trysnęły łzy.
— Signorina Contessina! — rzekł Lister — Nie jestem, niestety, Luigim, ale przybywam w jego imieniu, aby oddać pani pozdrowienia i ten list,
— Przebacz mi, signor... W pierwszej chwili wzięłam pana za swego narzeczonego. Po dźwięku głosu poznaję teraz, że popełniłam omyłkę. Przychodzi pan w jego imieniu? Co u niego słychać? Czy zdrów?
Przebiegła wzrokiem treść listu.
Signor Shaw, nie wiem jak mam wyrazić paziu moją wdzięczność. Dwukrotnie uratował pan życie memu narzeczonemu i czuwa pan nad nim nieustannie. W chwili obecnej potrzeba nam takich przyjaciół, Ojciec mój jest stary i niestety nie jesteśmy już teraz tak bogaci, jak byli nasi przodkowie. Jakiś złośliwiec doniósł mu o zniknięciu miljonów Luigiego i obecnie mój ojciec odnosi się do naszego małżeństwa nieprzychylnie. Jakiś młody bogaty Amerykanin oświadczył się o mą rękę. Skusił mego ojca obietnicą odbudowy pałacu i odkupie nia naszych rodzinnych włości. Ojciec przyjął jego oświadczyny. Luigi jest daleko i sama nie wiem, w jaki sposób uda mi się uniknąć małżeństwa z Cezarem.
Lister spojrzał bystro na piękną dziewczynę.
— Luigi powróci wkrótce, Contessino — rzekł — może być pani tego zupełnie pewna. Któż to taki, ten Cezare? Czy to on również opowiedział pani ojcu o zniknięciu miljonów Luigiego?
— Tak sądzę — odparła Marietta w zamyśleniu — Wiem, że nienawidzi on Luigiego, jakkolwiek jest jego krewnym.., — dodała, czerwieniąc się.
— Czy sądzi pani, że zdolny byłby do popełnienia zbrodni?
— Nie, nie... Przecież on i jego matka korzystali z dobrodziejstwa starego markiza?
— I teraz Cezare ma dużo pieniędzy, choć przed tym był biedny, jak mysz kościelna? Cóż to za dziwny zbieg okoliczności! Czyżby i on nienawidził starego markiza?
— Nie przypuszczam. Cezare Ginozzi, może być zazdrosny o Luigiego, może być rozgoryczony, że jako syn z nieprawego łoża został wykluczony ze starego rodu Finori, ale on nigdy nie splamiłby swych rąk krwią...
— Żegnam panią, Contessino. Dziękuję za informacje...
— To ja panu dziękuję, signor Shaw. Teraz jestem spokojna.
Podała mu rękę z uśmiechem.
Contessina oddaliła się, idąc ścieżką wysadzaną drzewami pomarańczowymi. Nagle głuchy hałas zwrócił uwagę Listera. Był to automobil, który przejechał w wielkim pędzie i szybko zniknął z jego oczu za zakrętem.


∗             ∗

Contessina szybkim krokiem zbliżała się do willi. Nie posiadała się ze szczęścia na myśl o tym, że Luigi pamięta o niej zawsze i że wkrótce będą mogli się zobaczyć.
Nagle młody, dość elegancko ubrany człowiek o kędziarzawych włosach wyrósł przed nią jak z pod ziemi... Cofnęła się przerażona.
— Nie ma pani czystego sumienia, Contessino — rzekł młodzieniec. — Kim był ten człowiek, któremu poświęciła pani tak długą rozmowę? Muszę to wiedzieć! Contessino Marietto, czy pani mnie rozumie?
— Czego mnie pan straszy, signor Ginozzi?
— Powiedz Marietto, kim jest ten człowiek, któremu pozwoliłaś całować twe ręce?
— Jak pan śmie przemawiać do mnie w ten sposób, signor Ginozzi? Nie mam potrzeby odpowiadać na pytania, zadawane mi impertynenckim tonem. Korzystam z okazji, aby powtórzyć panu to, co już powiedziałam memu ojcu. Pańska propozycja małżeńska budzi we mnie wstręt. Wie pan dobrze, że jestem zaręczona z markizem Luigi Finori. Jedynie on miałby prawo postawić tego rodzaju pytanie.
Wim o tym gołąbko. Twe obraźliwe słowa zo staną nazawsze wyryte w mym sercu, zostaniesz jednak i tak moją żoną. Napróżno myślisz o tym dru gim. Raczej mój rywal...
Sycylijczyk zagryzł wargi. Młoda dziewczyna spostrzegła jednak, że o mało nie powiedział czegoś niepotrzebnie. Spojrzała na niego z przerażeniem:
— Niech mi pan przysięgnie, Cezare, że nie był pan sprawcą śmierci starego markiza.
— Przysięgam, Marietto!
— Niech pan przysięgnie, że go pan nie zgładził?
— Czy sądzi pani, że byłbym zdolny do tak okropnych zbrodni?
— To prawda... Nie śmiałby pan popełnić przestępstwa. A więc niech mi pan jeszcze przysięgnie...
Cezare zastanowił się. Przemknęło mu przez myśl podejrzenie, że człowiek którego zepchnął w nurty Tamizy, żyje. Czyżby nie sam Luigi z nią roz-