Strona:PL Lord Lister -11- Uwięziona.pdf/16

Ta strona została skorygowana.
12

Raffles i Charley zdjęli obuwie i z rewolwerem w ręce wysunęli się z kuchni na schody. Każdy z nich owiązał się uprzednio dokoła ciała grubym sznurem. Skradając się doszli do górnego piętra. Pokój Nr. 14. znajdował się tuż przy samych schodach. Równy świszczący oddech, dochodzący do ich uszu z poza drzwi wskazywał na to, że obydwaj murzyni pogrążeni byli we śnie. Drzwi od pokoju były uchylone. Raffles i Charley stanęli w nogach łóżek. Byli to istotnie olbrzymi murzyni o żelaznych muskułach. Dwaj przyjaciele nie tracili zbędnego czasu na podziwianie tych goliatów. Szybkim ruchem, wskazującym na wielką wprawę, związali ich i przywiązali do łóżek. Dopiero wówczas murzyni zbudzili się. Ich niezwykła siła nie mogła im już nic pomóc. Skrępowani, zawyli jak zwierzęta. Szybko jednak zakneblowano im usta.
Wrócili na pierwsze piętro. Raffles postanowił jaknajszybciej udać się do młodej dziewczyny, która przez długie niekończące się godziny oczekiwała ratunku. Orientował się dokładnie w rozkładzie mieszkania i szybko odnalazł drzwi, oddzielające od świata złotowłosą piękność.
— Mary! Panno Mary! — Czy słyszy nas pani? Przyszliśmy na ratunek, proszę otworzyć! Za chwilę będziemy u pani!
Zeszli powtórnie do kuchni, wyswobodzili murzynkę z więzów i rozkazali jej otworzyć pokój młodej dziewczyny. Bez oporu wykonała rokaz.
Klucz przekręcił się w zamku. Drzwi jednak nie można było otworzyć ponieważ przeszkadzała temu szafa. Dzięki wysiłkom wspólnym dziewczyny i dwóch mężczyzn pokonano wreszcie i tę prze szkodę. Z okrzykiem wdzięczności dziewczyna padła w ramiona swych zbawców.
Zawstydziła się natychmiast swego gestu, prze praszając Rafflesa i Charlyego. Chodziło teraz o odnalezienie sukien Mary. Mister Shayne, ażeby unie możliwić jej ucieczkę pozostawił jej tylko lekkie sukienki. Gdyby wyszła w nich na ulicę o tej porze roku, mogłaby się nabawić śmiertelnej choroby.
W międzyczasie Raffles i Charley dokonali dokładnej rewizji mieszkania. Zwłaszcza drobiazgowo przetrząsnęli każdy kąt gabinetu mister Shayna.
Otwarcie żelaznej kasy tam stojącej nie sprawiło Rafflesowi najmniejszego trudu. Nagromadzone skarby napełniły zdumieniem obydwu przyjaciół. Było tam około sześciuset tysięcy funtów sterlingów w banknotach. Kaseta — pełna papierów wartościowych i kilka woreczków pełnych złota. Raffles zabrał pięć paczek banknotów przedstawiających wartość około stu tysięcy funtów sterlingów reszty nie tknął.
— Proszę to wziąć — rzekł zwracając się do Mary. — Jest to odszkodowanie za cierpienia, które pani mister Shayne sprawił. Wręczam to pani w jego imieniu.
— Nie chcę pieniędzy, które mi zresztą zostały skradzione — odparła Mary odmawiając przy jęcia. — Wy jesteście mymi zbawcami, wyście mnie uratowali do was więc one należą. Proszę dysponować nimi, jak to uznacie za właściwe.
Lord Lister, przyjął dar i z galanterią ucałował dłoń młodej dziewczyny.
W tej chwili jakiś głuchy huk ozwał się w głębi domu. Dziewczyna zbladła. Raffles musiał użyć całej swej energii, aby ją uspokoić i powstrzy mać w miejscu opanowaną panicznym strachem murzynkę.
— Niebezpieczeństwo jeszcze nie minęło — rzekł Raffles. — Zechce pani pozostać tu przez chwilę. W ciągu kwadransa będzie pani wolna.
Zamknął za sobą drzwi na klucz i schował go do kieszeni. Następnie szybko wydał rozkazy murzynce.
Rzuciwszy okiem przez okno spostrzegł, że człowiek, który dobijał się do wejścia miał twarz zalaną krwią. Jego czarna długa broda stanowiła dziwny kontrast z łysą czaszką. Był to pan Tomasz Maresden.
Nie zwracał uwagi na tłumaczenia Sabiny, któ ra nadbiegła zdyszana. Szybko pobiegł na górę. Przed drzwiami pokoju nr. 14 krzyknął:
— Sam! Bill! Szybko...
W tej samej chwili schwyciły go jakieś silne ramiona i zanim zdążył sobie zdać sprawę z tego co się stało, leżał na ziemi skrępowany mocnymi sznurami. Nad nim pochylały się twarze dwuch nieznanych mężczyzn.
Sądząc, że ma przed sobą złodziei których spłoszono poprzednio w składach firmy, począł jeszcze donośniej wzywać Sama i Billa. Murzyni jednak pozostali głusi na jego wezwania.
— Przestań krzyczeć — rzekł ostro Raffles — To do niczego nie doprowadzi. Sam i Bill spoczywają spokojnie na swych łóżkach. Nie mogą niestety się poruszać. Powiedz raczej gdzie znajduje się mister Shayne ze swymi psami?
— Przecież stamtąd wracacie? — wyrwało się mimowoli Maresdenowi. W piwnicy z której uciekliście. Na pomoc! Na po...
Nie mógł dokończyć słowa, ponieważ jakiś miękki przedmiot wepchnięto mu do ust. Raffles schwycił człowieka jak piórko — zarzucił go sobie na ramię i zaniósł do gabinetu mister Shayna. Tam rzucił go na ziemię, zamknął za nim drzwi. Poczuł ogarniające go uczucie spokoju i pewności. Zrozumiał wreszcie znaczenie słów Maresdena. Przypomniał sobie Holmesa, który wraz ze swym przyjacielem tworzył również nierozłączoną parę, jak on i Charley.
— Charley! — zawołał w kierunku schodów.
Wezwany przyjaciel stawił się natychmiast, wlokąc za sobą murzynkę, która zupełnie straciła głowę. Wzięli ją oboje pod ręce i zaciągnęli do ogrodu.