Strona:PL Lord Lister -12- Podróż poślubna.pdf/9

Ta strona została skorygowana.
∗             ∗

Jego Wysokość książę von Plessenheim siedział w swej kabinie, bębniąc nerwowo długimi arystokratycznymi palcami po palisandrowym blacie stołu. Od czasu do czasu łowił niecierpliwie uchem dźwięki dochodzące z sąsiedniej kabiny, komunikującej się z jego kabiną za pomocą drzwi, zamkniętych w chwili obecnej na klucz.
Była to kabina pani Armandy Müller, jego przyjaciółki, a raczej damy, uważanej powszechnie za jego żonę.
— Mister Schmidt — zaanonsował steward.
Książę wstał i wyszedł na spotkanie Charley Schimdta, czyli lorda Listera.
— Dziękuję uprzejmie, drogi lordzie, a raczej panie Schmidt — rzekł wyciągając do niego serdecznie obie ręce — że zechciał mi pan złożyć wizytę w mej kabinie.
— Zaciekawiło mnie, panie Müller, — odparł Raffles akcentując żartobliwie nazwisko, jakiego to rodzaju ważne nowiny ma mi pan do zakomunikowania?
Książę poprosił Rafflesa, aby zajął miejsce w wygodnym, skórą obitym fotelu. Gdy zapalili papierosy, książę wydobył z kieszeni otrzymaną przed paru godzinami depeszę i rzekł:
— Mam do pana wielką prośbę, drogi lordzie. Odwołuję się tu do czasów, któreśmy spędzili wspólnie w Ostendzie. Żywię podziw dla pańskiego charakteru i uważam pana za doskonały wzór gentlemana. Jedna rzecz zadziwia mnie w panu: zupełny brak zainteresowania kobietami?
W oczekiwaniu odpowiedzi spojrzał bystro na Rafflesa. Lord nie drgnął i obojętnie spoglądał na dymek swego papierosa.
— Chcę przez to powiedzieć — ciągnął dalej książę, — że nigdy dotąd nie udało mi się widzieć pana w towarzystwie kobiety. Czyżby istniały ku temu jakieś poważniejsze powody!
Tajemniczy Nieznajomy strzepnął popiół ze swe go papierosa i odparł:
— Istotnie, Wasza Wysokość ma rację. Kobiety naprawdę piękne, mądre i dobre, takie, któreby mogły mi się spodobać, nie są niestety wolne. Na nieszczęście zwykle przybywam zapóźno. Z innych natomiast sam rezygnuję chętnie.
— Well — rzekł książę — To przykre. Dla mnie los był dotąd przychylniejszy. Naprzykład teraz...
Ruchem ręki wskazał na drzwi sąsiedniej kabiny.
— Za tymi drzwiami znajduje się jedna z najpiękniejszych kobiet na świecie, kobieta, której serce moje szukało przez całe życie. Mimo to jednak związany jestem nieubłaganymi węzłami, węzłami krwi i stanowiska, węzłami małżeństwa zawartego wbrew mej woli. Pod przybranym nazwiskiem kradnę losowi krótkie godziny szczęścia. Zechciej mnie zrozumieć. Pomyśl, że najdroższą rzeczą na świecie jest dla mnie miłość tej kobiety. Jednym słowem, lordzie Lister, prośbę swą stawiam jasno: zastąp mnie.
Raffles spojrzał nań ze zdumieniem.
Historia ta wydawała mu się w najwyższym stopniu komiczna. Przed oczyma stała mu postać kochanki księcia. Nie rozumiał jeszcze dokładnie, do czego ten ostatni zmierza. Zmuszając się do powagi zapytał:
— Co Wasza Wysokość chce przez to powiedzieć?
Książę zapalił nowego papierosa.
— Sprawa przedstawia się prosto — odparł. — Otrzymałem w tej chwili od swego ministra ważne wiadomości, wymagające mego powrotu dla załatwienia pewnych spraw państwowych. Sprawy te nie mają charakteru zasadniczego, a raczej charakter czysto reprezentacyjny. Władca Sjamu nabył pałac w pobliżu mego księstwa i ma zamiar zabawić w nim przez kilka tygodni. Skorzysta on z okazji, aby zwiedzić moją rezydencję. Trzeba będzie wówczas zorganizować rewię wojskową oraz galowy obiad. Rola moja sprowadza się w tym wszystkim do roli marionetki, poruszanej niewidzialnymi sznurkami. Zamiast zwykłego uniformu trzeba włożyć mundur galowy, wsiąść do karety zaprzężonej w cztery konie, aby przyjąć godnie kuzyna z Indjii. Wymieni się braterskie pocałunki, kilka uścisków dłoni, porozmawia o lotnictwie i marynarce, omijając starannie wszelkie poważniejsze problemy, zje dobrą kolację i to wszystko. Widzisz, drogi przyjacielu, że rola twoja nie byłaby trudna i potrafiłbyś odegrać ją znakomicie. Oczywiście, jeśli zechce pan wyrządzić mi tę przysługę... W tej chwili trudnoby mi było oderwać się od ukochanej kobiety. Nie wyobraża sobie pan, jaką przyjemność by mi pan sprawił, spełniając mą prośbę. Jeśli zależy panu na jakimkolwiek orderze, zechce pan wybrać sobie z mej walizy ten, który najlepiej panu do gustu przypadnie.
Raffles zaśmiał się.
— To Wasza Wysokość wozi w swej walizie ordery razem ze spinkami do mankietów i innymi tego rodzaju rzeczami?
— Tak — odparł książę ze śmiechem — mam czasem wrażenie, że jestem komiwojażerem sprzedającym ordery. Każdy kelner z restauracji, każdy komisarz policji, każdy wreszcie życzliwy mi człowiek otrzymuje ode mnie order. Kiedy mi ich braknie, każę natychmiast przysłać sobie świeże.
John C. Raffles zamyślił się.
— Ze względu na przyjaźń, jaka mnie z panem łączy i na całkiem specjalną sytuację Waszej Książęcej Mości oddaję się całkowicie do pańskiej dyspozycji. Oczywiście, musi mi pan udzielić pewnych informacyj, abym nie popełnił jakiejś gaffy, zwłaszcza podczas rewii wojskowej.
— O, to bardzo proste. Pozwoli pan wojsku maszerować swobodnie. Poza tym niech pan porzuci wszelkie obawy. Wyznam panu szczerze, że ja sam rzadko wiem, co powinienem robić... Mam przecież po to mistrza ceremonii. Zapewniam pana, lordzie Lister, że jego wiadomości wprawią pana w zdumienie. Poczynając od munduru, a kończąc na butach, które ma pan włożyć, wie on dokładnie kiedy trzeba wstać, kiedy trzeba iść, a kiedy się pożegnać. Mój minister doktór von Thorn, napisze panu mowę, którą pan wygłosi. O resztę może pan być spokojny. Człowiek ten przybywa do pana rano i oznajmia: „Wasza Książęca Wysokość wypowie dzisiaj to i to!“ Przeczyta panu tekst przemówienia, które przedłoży panu jednocześnie w maszynowym odpisie. O każdej godzinie będzie panu przypominał, co należy robić.
John C. Raffles roześmiał się tak serdecznie, że książę zawtórował mu.
— Cóż się stanie, Wasza Wysokość — zapytał — jeśli pańska małżonka zechce pomówić ze mną?
— Wymówisz się ważnymi sprawami państwowymi. Mam zwyczaj palenia światła w mym pokoju