Strona:PL Lord Lister -18- Eliksir młodości.pdf/16

Ta strona została przepisana.

— Jeśli nie uspokoisz się natychmiast, stary łotrze, zastosuję do ciebie narkotyk o wiele lepszy niż twoje wszystkie świństwa... Czy wiesz z kim masz do czynienia?
— Masz przed sobą samego Rafflesa...
— To pan jest Raffles? — jęknął. — Tajemniczy Nieznajomy... Którego nigdy policja nie zdołała schwycić?
— Jeżeli nie uspokoisz się natychmiast, zmuszę cię do wypicia całego flakonu twego eliksiru młodości!
Ponieważ doktór Knox nie przestawał w dalszym ciągu krzyczeć i wyrywać się, Raffles wprowadził swoją groźbę w czyn. Wlał mu przemocą do ust parę łyków gęstego płynu. Następnie wziął ze stołu flakon ze środkiem nasennym i uczynił to samo. Po chwili biedny Knox spał już snem kamiennym.
— W ten sposób pozbyliśmy się go na pewien czas — rzekł Raffles. — Winniśmy mu wdzięczność, że na pierwszy ogień wziął środek nasenny. A teraz zabierzmy się do pracy. Czy masz wszystkie potrzebne narzędzia?
— Tak, Edwardzie — odparł Charley.
Weszli do ciemnej komórki. Raffles zapalił elektryczną latarkę. Ponieważ jednak latarka ta dawała niedostateczne światło, przyniósł z laboratorium dużą lmpę, która na szczęście posiadała długi sznur. Obydwaj przyjaciele obejrzeli uważnie komórkę. Stary oszust miał do pewnego stopnia rację. Komórka pełna była połamanych butelek i pustych skrzyń. Nie ulegało wątpliwości, że zniesiono je tu umyślnie, aby odwrócić podejrzenia od ukrytego skarbu. Z trudem utorowali sobie drogę pomiędzy zwałami śmieci. Bystre oko Rafflesa dostrzegło w ścianie miejsce, gdzie rysowała się szczelina ukrytego zamka.
Raffles zbliżył się, obejrzał uważnie to miejsce i uśmiechnął się z tryumfem.
— Betonowa skrytka, wpuszczona w mur — rzekł. — Nic to nam jednak nie zaszkodzi. Drzwiczki są ze stali. Dobra konstrukcja, lecz nie wytrzyma mojego ataku.
Raffles i Charley wyjęli z kieszeni niewielki aparacik. W parę minut później aparat ten począł funkcjonować. Jaskrawy płomień ze świstem ślizgał się po grubym metalu i ciężkie stalowe łzy padały na podłogę.
Po chwili zamek został wykrajany i Raffles otworzył szeroko stalowe drzwi. Skrytka pełna była paczek z banknotami. Trzy czy cztery worki złota leżały na niższych półeczkach. W jednej z przegródek leżały akcje i papiery wartościowe.
— Zostawimy to — rzekł Raffles wskazując na papiery — mielibyśmy zbyt wiele trudności z pozbyciem się tego. Zabierzemy tylko złoto i banknoty, drogi Charley. Będziemy musieli zwrócić trochę pieniędzy i biedakom, którzy dali swe grosze temu oszustowi. Oczywiście, pominiemy bogatych...
Dwaj przyjaciele napełnili kieszenie złotem i pieniędzmi.
— Co za szkoda — szepnął Charley — że nie będziemy mogli unieść wszystkiego!
— Jakże to? — odparł Raffles — każdy z nas weźmie spory worek na plecy i skarbiec pozostanie prawie pusty. Musimy mieć swobodę ruchów. Pewien jestem że Marholm przeczytał na górze mój list i że teraz cały dom otoczony jest grubym kordonem policji. Ponadto nie jestem pewien, czy nie złożę jeszcze powtórnej wizyty naszemu cudotwórcy. Trzeba zresztą coś zostawić naszej pięknej Lizzi!
Charley uśmiechnął się na znak zgody.
— Czy słyszałeś? — szepnął Raffles nadstawiając ucha. — Wydaje mi się, że jakieś odgłosy dochodzą nas od strony studni, którąśmy tu się dostali. Gotów jestem założyć się o każdą sumę, że tam na górze znaleziono sekretne przejście.
— Ja jestem również tego zdania — odparł młody sekretarz. — Rozróżniam nawet na górze gwar zmieszanych głosów.
— Do licha, to z pewnością Marholm — szepnął Raffles. — Musimy działać jak najszybciej. Sprawdźmy, czy jest jeszcze na miejscu nasza metalowa klatka. Gdyby jej nie było, w żaden sposób nie wydostalibyśmy się z tej zasadzki.
Obaj rzucili się w stronę studni. Okrzyk przerażenia zamarł na ich ustach: klatki nie było a lekki szmer świadczył o tym, że podciągano ją właśnie w górę.
— Złap ją — zawołał Raffles.
Sam chwycił rozpaczliwie żelazne liny, znajdujące się na dole. Charley rzucił mu się z pomocą. I klatka stanęła.
— Musimy przeszkodzić za wszelką cenę podniesieniu się w górę naszej klatki... Bylibyśmy zgubieni...
Wskutek wspólnych wysiłków Charleya i Rafflesa klatka poszła w dół o pięćdziesiąt centymetrów. Odczuli kilka gwałtownych wstrząsów. Z góry od strony galerii doszły ich jakieś krzyki.
W końcu zapanowało milczenie. Prawdopodobnie ludzie na górze, zdziwieni nagłym otrzymaniem się tej dziwacznej windy poczęli głowić się nad przyczyną.
— Dobrze, dobrze — rzekł Raffles z uśmiechem, ocierając czoło. — Klnijcie i krzyczcie ile tylko sił w płucach. Nie zdołacie wciągnąć windy, jeśli ja na to nie pozwolę. Pomóż mi, Charley, teraz przy związaniu tej przeklętej klatki, aby nam nie uciekła w górę.
Jeszcze jednym grubym sznurkiem przywiązano klatkę do dna studni.
— A teraz idź po worki. Spiesz się, mój mały...
— Przecież z laboratorium nie ma innego wyjścia niż przez tę przeklętą studnię — szepnął Charley zdumiony. — Jakże się z niej wydostaniemy?
— W ten sam sposób w jakiśmy tu weszli. Stary krokodyl zostanie dostatecznie ukarany.
Weszli do komórki i formalnie owinęli się banknotami dokoła bioder. Następnie przymocować sobie worki ze złotem do pasa i tak uzbrojeni wrócili do klatki.
W tej samej chwili dały się słyszeć przekleństwa dobiegające z góry studni. Przekleństwa te ustąpiły miejsca wściekłym uderzeniom w drugą windę, która znajdowała się właśnie na górze.
— Nasi panowie z policji niecierpliwią się — rzekł Raffles z uśmiechem. — Założę się, że zostali oni zamknięci w klatce i nie mogą się z niej wydostać.
Raffles i Charley wślizgnęli się do klatki przez wąski otwór.
— Będziesz miał piękne widowisko — rzekł Raffles.
Związał razem kilka kawałków drzewa, leżących na podłodze i zapalił je.
— A teraz uwaga! — rzekł Tajemniczy Nieznajomy, trzymając w ręku płonącą pochodnię. — Zachowaj zimną krew i sprawdź rewolwer. Być może, że zmuszeni będziemy zrobić z niego użytek.