Strona:PL Lord Lister -19- Sensacyjny zakład.pdf/17

Ta strona została przepisana.

torem policji i obowiązkiem moim jest unieszkodliwić tego łotra!
— Musi go pan przed tym schwytać...
— Bądźcie pewni, że go schwytam. Nawet gdybym miał w tym celu zaprzedać moją duszę diabłu.
— Niech pan tego nie robi — zaśmiał się Marholm. — Jestem pewien, że diabeł nie zgodził by się na taką tranzakcję. Wedle pańskiego zdania zawarł on już pakt z Rafflesem. Ostrożniej będzie uniknąć konkurencji tego człowieka.
Inspektor policji rzucił mu wściekłe spojrzenie.
— Milczeć! — krzyknął. — Nie można z wami mówić spokojnie. Zawsze robicie jakieś niestosowne aluzje osobiste.
Wezwał stojącego na korytarzu dyżurnego policjanta i rzekł:
— Proszę zwrócić uwagę, aby od dzisiejszego dnia na każdym posterunku w Scotland Yardzie stało po dwóch policjantów. Czytaliście z pewnością dzisiejsze pisma: wedle wszelkiego prawdopodobieństwa powinniśmy się tu spodziewać wizyty Rafflesa.
Podczas gdy Baxter zastanawiał się nad zastosowaniem coraz to dalej idących środków ostrożności, Raffles i Charley Brand udali się do klubu Alabama. Pierwszą nowiną, jaką usłyszeli na wstępie, była wiadomość o odpowiedzi Rafflesa na zakład i o przyrzeczeniu z jego strony przechylenia szali zwycięstwa na rzecz lorda Stamforda.
Gdy Raffles i lord Parkins zbliżyli się do przewodniczącego klubu, siedzącego jak zwykle w wygodnym fotelu naprzeciwko kominka, starzec zwrócił się do nich z dobrotliwym uśmiechem.
— Panowie! Radziłbym panom odwołać ten zakład. Poruszył on całą opinię publiczną.. Odpowiedź Rafflesa może ściągnąć na nas tysiączne przykrości.
— Nie podzielam niestety zdania Jego Ekscelencji — odparł Raffles. Wręcz przeciwnie, uważam, że dzięki zainteresowaniu się opinii publicznej zakład ten nabrał specyficznie sportowego posmaku.
Obydwaj panowie udali się do sali jadalnej.
Charley zauważył ze zdziwieniem, że po kolacji sławny jego przyjaciel porozrzucał tu i owdzie malutkie koperty, poczym udał się za innymi do salonu.
Nagle zbliżył się do niego lokaj klubu i wręczył mu list. List ten adresowany był krótko.
Lord Stamford
Klub Alabama.
— Kto oddal ten list? — zapytał Stamford lokaja.
— Posłaniec Wasza Wysokość.
— Dobrze — odparł lord, otwierając kopertę.
Przeczytał znajdującą się w niej wizytówkę. Z głośnym śmiechem oddał ją prezesowi.
— Wspaniale! — wyrzekł, zanosząc się od śmiechu.
Stary lord włożył swój monokl. Zaledwie jednak zdążył rzucić okiem na kartę, podniósł się żywo. Monokl wypadł mu z oka.
— Goddam! Czyżbym się przewidział?
— Cóż się stało? — pytano zewsząd z niepokojem.
Ponieważ prezes nie był w stanie wypowiedzieć słowa, głos zabrał Raffles.
— Panowie! — rzekł. — Oto sam John C. Raffles przesłał mi przez posłańca list następującej treści:

Ostrzegam Waszą Wysokość, że przystąpię do realizacji zakładu jutro, pomiędzy godziną szóstą a siódmą po południu. Proszę wobec tego, aby panowie zechcieli udać się jutro o wskazanej przeze mnie godzinie do komisariatu policji, gdzie będą mogli przekonać się o wyniku zakładu. Wszyscy panowie zechcą zaręczyć słowem honoru, że nie zdradzą przed jutrem tej tajemnicy. Pozwoliłem sobie złożyć wszystkim członkom klubu wizytówki moje o podobnej treści.

Wszyscy oniemieli ze zdumienia. Trudno byłą przypuścić, że Raffles niespostrzeżony przez nikogo, zdołał przedostać się do klubu.
— Naprzód, panowie — zawołał lord Stamford, alias Raffles. — Poszukajmy owych dziwnych kart wizytowych naszego Tajemniczego Nieznajomego. Poszłuszni, jak stado owiec członkowie klubu rzucili się na poszukiwania wizytówek. Znaleźli je wkrótce wszyscy, napróżno łamiąc sobie głowę, jakim cudem dostały się do lokalu klubu.
Raffles, powróciwszy do domu wraz z Charley Brandem, uśmiechnął się lekko i rzekł:
— Jutro wykażę inspektorowi policji Baxterowi, że tak się nadaje na to stanowisko, jak dozorca nocny na stanowisko generała.

Baxter w pułapce

Tego poranka inspektor policji otrzymał w Scotland Yardzie list dziwnej treści. Przeczytał go pierwszy raz z ironicznym umiechem. Gdy przestudiował go jednak głębiej, ironia jego znikła.
— Hm — mruknął. — Wszystko się może zdarzyć!
Marholm, siedzący w pobliżu, nie dosłyszał tych słów, wypowiedzianych cichym tonem.
— Ciekawym, co on tam mruczy pod nosem — szepnął do siebie. — Musiał dostać widocznie nowy list.
Ciekawość jego została wkrótce zaspokojona. Inspektor Baxter wyciągnął ku niemu list i rzekł:
— Przeczytajcie sobie Marholm — rzekł. W tej chwili otrzymałem poranną pocztę.
Sekretarz wziął list i począł czytać go z uwagą:

Panie inspektorze policji!

Niniejszym uprzejmie proszę o udzielenie mi audiencji. Zrobiłem wynalazek o dużej doniosłości. Skonstruowałem mianowicie maszynę, która potrafi ująć każdego przestępcę. Zechce pan łaskawie wskazać mi godzinę, o której mógłbym zademonstrować panu mój wynalazek.
Proszę przyjąć, panie inspektorze, wyrazy prawdziwego szacunku

Georg Peake.

— Jakiego jesteście o tym zdania? — zapytał Inspektor policji, gdy Marholm skończył czytanie.
— Chwilowo nie mógłbym o tym nic powiedzieć — odparł sekretarz, kryjąc ziewanie. — Pułapka na przestępców, to bardzo dziwaczny pomysł.
— Czemu? Nie widzę w tym nic śmiesznego? Dlaczegóż nie można skonstruować maszyny, mogącej służyć do schwytania przestępców?
Marholm uśmiechnął się pogardliwie i pogrążył się w swoich papierach.