Strona:PL Lord Lister -19- Sensacyjny zakład.pdf/7

Ta strona została przepisana.

— Pewien młody lekarz oddał się studiom nad mikrobami malarii. Ponieważ był bardzo biedny i państwo nie pomagało mu w jego prawach, postanowił z rozpaczy fałszować banknoty państwowe. Pomagała mu w tym jego kochanka, czterdziestoletnia stara panna, która pieniądze te puszczała w obieg. Młody uczony odkrył w bagnach Dunaju, niedaleko Wiednia, olbrzymie gniazdo mikrobów, czym oddał społeczeństwu niesłychane usługi.
Zaledwie Raffles skończył stary sędzia zawołał ze zdenerwowaniem.
— Wina tego człowieka jest tak oczywista, że wyrok uniewinniający uważam za sprzeczny z prawem.
— Jakto? — padły głosy oburzenia.
— Panowie — rzekł sędzia — Jakkolwiek młody lekarz oddał społeczeństwu pewną przysługę swymi zdobyczami naukowymi, znieważył je jednocześnie przez popełnienie ciężkiego przestępstwa. Dakąd byśmy doszli, gdyby ludziom wolno było popełniać zbrodnie nawet z najidealniejszych pobudek.
Podniosła się burza protestów.
— Zostawmy tę dyskusję — ozwał się donośny głos przewodniczącego. — Radziłbym natomiast abyśmy urządzili zbiórkę dla tego szlachetnego młodzieńca, aby mógł w przyszłości kontynuować swe studia.
— Proszę mi pozwolić wyjaśnić pobudki, jakie prawdopodobnie kierowały sędziami — rzekł Raffles. — Otóż sędziowie ci zdawali sobie sprawę, że mają do naprawienia błąd, popełniony przez państwo wobec jednostki. Stąd wyrok pozornie sprzeczny z prawem.
Członkowie klubu wyciągnęli książeczki czekowe i wypisali odpowiednie sumy.
Raffles zwrócił się do sędziego Thompsona.
— Wspomniałem panu kiedyś o człowieku, którego karierę przestępczą mógłbym porównać do tego wypadku — rzekł. — Myślę o Johnie C. Rafflesie.
— Co z nim się stało? — ozwały się liczne głosy Już od tygodnia nic się o nim nie słyszy.
— Może sławny inspektor policji Baxter jest na jego tropie?
— Nie sądzę — odparł Raffles, śmiejąc się — Mam dobrą pamięć wzrokową: widziałem, go wczoraj w teatrze.
— Czy z Rafflesem? — zapytał ktoś złośliwie.
— Nie znam niestety tego gentlemana — odparł Stamford. — Gdyby jednak zechciał mi pan go przedstawić, byłbym bardzo panu wdzięczny.
— To musi być niezwykły człowiek — rzekł lord Purstone — gdyby zechciał, potrafiłby z pewnością zaaresztować samego Baxtera.
— Poszedł pan trochę zadaleko — odparł lord Parkind — uważam, że prasa traktuje Baxtera po macoszemu, robiąc z niego błazna i niedołęgę. To człowiek poważny i prędzej czy później zdoła przymknąć naszego gentlemana-włamywacza.
— Wątpię mocno — odparł lord Stamford, alias Raffles. — Jestem raczej zdania lorda Purstone, że Raffles potrafiłby zaaresztować Baxtera w samym komisariacie policji.
— To byłaby dopiero zabawa! — zaśmiano się — To niemożliwe.
— Czemu? — zapytał lord Stamford. — Gotów jestem, nie znając osobiście ani Baxtera, ani Rafflesa, założyć się o sporą sumę na cel dobroczynny, że taka sytuacja jest możliwa.
Słowo zakład podziałało na Anglików jak iskra elektryczna.
— Niestety, moi panowie — odezwał się prezes. — Tego rodzaju zakład jest niewykonalny...
— Jakto? — odparł lord Stamford. — Możemy dać znać o zakładzie naszemu Tajemniczemu Nieznajomemu przez ogłoszenie w pismach. Jestem pewien, że zgodziłby się aby sumy zakładu zostały przelane na jakiś cel szlachetny, naprzykład, na pomoc biednemu lekarzowi. Ja stawiam sto funtów, które wypłacę Parkinsowi w wypadku, gdyby Raffelsowi nie powiódł się żart. Jeśli żart uda się, pan lordzie Parkins, zapłaci sto funtów lekarzowi w Wiedniu.
— Zgoda — odparł Parkins, wyciągając książeczkę czekową, przy akompaniamencie ogólnego śmiechu.

Stara znajomość

Raffles kazał lokajowi klubu Alabama podać sobie palto. Zdziwiony był, że wbrew zwyczajowi Charly Brand nie czekał na niego. Posłał służącego aby oświadczył baronowi Brandowi, że lord Stamfard zamierza wrócić do domu.
Lokaj wrócił i oświadczył mu, że baron Brand znajduje się w towarzystwie lorda Warninghousa i że niezadługo przyjdzie.
Lord Lister usiadł w fotelu i oczekując swego przyjaciela, zapalił papierosa.
Łamał sobie głowę nad tym, gdzie słyszał uprzednio nazwisko Warninghous. Przejrzał listę członków klubu: nazwisko to nie figurowało na liście.
— Hallo — kiwnął poufale na lokaja. — Słyszałem, że dziś gości w klubie sir Warninghous.
— Tak jest — odparł lokaj z ukłonem — jest gościem lorda Crampsten.
— Kto to jest?
— Zdaje się, że lord Warninghous jest właścicielem wielkich magazynów Warninghous i Ska ua Piccadilly Street.
— Ach tak przypominam sobie... Dziękuję wam.
W tej chwili zjawił się Brand z jakimś jegomościem, liczącym około lat sześdziesięciu, silnie i zdrowo zbudowanym.
Raffles podniósł się.
— Nazywam się Warninghous — rzekł nieznajomy. — Miałem zaszczyt poznać dzisiaj pańskiego przyjaciela barona Branda i korzystam z tej okazji, aby poznać pana, lordzie Stamford... przyznaję, że w tym jedynie celu przybyłem do klubu Alabama. Chciałbym z panem pomówić... Raffles miał wrażenie, że nieznajomy chciał powiedzieć daleko więcej..
— Czy rozmowa ta jest pilna?
— Konieczna — odparł sir Warninghous. Dlatego jedynie naraziłem się w moim wieku na późne pójście spać... Nie chciałem przed tym przerywać rozmowy pańskiej z tymi panami. Byłbym panu wdzięczny, gdyby zechciał mi pan poświęcić godzinę czasu.
Raffles zdjął futro i wraz z obu mężczyznami wrócił do salonu.
— Podniecił pan moją ciekawość — rzekł lord Lister. — Musi pan mieć prawdopodobnie coś ciekawego do powiedzenia.
— Tak jest, bardzo wiele zależy od tej rozmowy.... Znam pana od najwcześniejszej młodości.
Każdy inny w miejscu Rafflesa zadrżałby ze strachu Raffles uśmiechnął się i ukłonił uprzejmie. Obojętnym ruchem strącił popiół z papierosa.