Strona:PL Lord Lister -19- Sensacyjny zakład.pdf/8

Ta strona została przepisana.

— To ciekawe. Jestem szczęśliwy gdy widzę kogoś, kto znał mnie w czasach mej młodości. Niestety jest takich niewielu...
— Przypomina pan sobie niezawodnie starego Warninghousa... Musi pan coprawda mocno cofnąć się wstecz. Ma pan obecnie trzydzieści dziewięć lat.
Raffles uśmiechnął się powtórnie i rzekł:
— Skąd tak dokładne dane o moim urodzeniu?
— Pamięta pan prawdopodobnie małe miasteczko Winchester położone niedaleko zamku pańskich ojców.
— Pamiętam.... mieszkali tam znajomi moi z lat dziecinnych W miasteczku tym zazwyczaj załatwiałem sprawunki. Był to najszczęśliwszy okres w moim życiu.
Twarz Rafflesa, zazwyczaj ostra, złagodniała.
Jeśli pamięta pan o sprawunkach, przypomni pan sobie niezawodnie malutki sklepik Jamesa Warninghousa. Prawie co dzień kupował pan cukierki w małym sklepie naprzeciw kościoła.
— Tak jest... przypominam sobie dokładnie. Byłem ogromnie łakomy i każdego otrzymanego pensa wydawałem na słodycze. Bardzo przepraszam sir Warninghous, że nie poznałem pana odrazu... Przez trzydzieści dwa lata przewinęło się przed mymi oczyma tylu ludzi, że twarze z czasów mej młodości zostały przez nich całkowicie wyparte.
— W tym czasie zajmowałem się również aktami stanu cywilnego. — ciągnął dalej Warninghous. Dlatego też, gdy ojciec pański oznajmił mi o przyjściu na świat syna, ja spisywałem pańską metrykę... Stąd dokładne dane o dacie urodzenia.
Raffles zaśmiał się.
Jestem dumny z tego, że mnie przypadło w udziale zanotowanie tego wielkiego zdarzenia.
Och nie przesadzajmy, sir Warninghous. — Jest to zwykły i normalny fakt.
— Nie codzie ńprzychodzą na świat tak wyjątkowe, tak utalentowane istoty, jak pan, lordzie Lister.
Raffles zdziwił się, że stary zna to nazwisko.
— Idzie pan zbyt daleko — przerwał. W życiu mym nie zrobiłem nic, żeby sobie zasłużyć na taką opinię.
— Mógłbym wyliczyć pańskie czyny, które całkowicie usprawiedliwiają moją opinię.... Przypominają mi one postępki zwolenników nieszczęsnej królowej Marii Stuart. Walczyli oni w imię prześladowanej i nieszczęsnej królowej, jak pan walczy w imię biednych i uciemiężonych w naszym niesprawiedliwym społeczeństwie. Dlatego też przychodzę prosić pana o pomoc.
Raffles wyciągnął rękę do swego starego kupca i rzekł:
— Nikt dotąd nie apelował bezskutecznie do mnie gdy chodzi o pomoc w słusznej sprawie... W jaki sposób mogę panu pomóc?
— Dziękuję panu lordzie Lister. Wiedziałem, że nie zwrócę się do pana napróżno.
— Czemu nie przyszedł pan do mnie?
— Nie znałem adresu.
— Proszę, oto moja karta wizytowa — rzekł Raffles. — Na przyszłość wolę zawsze rozmawiać u siebie w domu. Jeśli to panu odpowiada, możemy udać się tam natychmiast.
— Nie chcę panu zajmować zbyt wiele czasu.
— A więc proszę mi powiedzieć o co panu idzie. Jeśli domysły moje są słuszne, znajduje się pan w trudnej sytuacji majątkowej, potrzeba panu pieniędzy.
— Tak jest... nie mam grosza wskutek niegodziwości pewnego łotra. Mam córkę miłą i dobrze wychowaną, która przed dziesięciu laty wyszła za mąż za młodego kupca, którego wziąłem do siebie jako wspólnika. Źli przyjaciele sprowadzili go na śliskie drogi: zaczął pić i prowadzić okropny tryb życia. Nie wiedziałem o niczym, ponieważ córka moja kryła to przede mną. Tylko dzięki przypadkowi odkryłem parę dni temu całą prawdę. Miałem zapłacić grubszą sumę za nabyty grunt. Udałem się do Banku, gdzie dowiedziałem się z przerażeniem, że na koncie moim figuruje zaledwie parę tysięcy funtów sterlingów, podczas gdy z moich książek wynikało, że mam przeszło pół miliona. Zięć mój przez szereg lat fałszował podpisy i zużył na swoje niecne hulanki pieniądze, które zdobyłem ciężką pracą. Ale nie na tym koniec. Ze wszystkich stron napływają weksla z moim podpisem, oczywiście sfałszowanym. Na domiar złego zięć wyznał mi wczoraj, że stracił poważne sumy na giełdzie. Za tydzień będę musiał pokryć około 10.000 funtów, gdyż inaczej stanie się nieszczęście. Z rozpaczą myślałem, że w całym Londynie nie znajdę człowieka, któryby zechciał pomóc mi w tej tragicznej sytuacji.
Jedynie pan może mnie wyratować! Błagam pana, niech pan pożyczy mi tę sumę, a oddam ją panu wraz z procentami, gdy tylko zarobię.
Krótko mówiąc, sir Warninghous, kiedy trzeba panu tych pieniędzy?
— Za trzy dni.
— Ile?
— 13.000 funtów sterlingów.
— Czy to wszystko? Lepiej wymienić odrazu sumę cokolwiek wyższą, aby wystarczyła na wszystko... Widzę jednak, że jest pan dziś zmęczony... Odłóżmy dalszy ciąg naszej rozmowy na jutro. Wypalimy jeszcze papierosa i porozmawiamy o innych rzeczach.
Łzy zabłysły w oczach starca.
— Nie wyobraża pan sobie, jaki ogrom wdzięczności wypełnia moje serce — rzekł wyciągając do Rafflesa obie ręce.
— Zostawmy to... Przypominam sobie teraz, że czekolada, którą kupowałem u pana, była doskonała i że pewnego dnia buchnąłem panu jej trochę, ponieważ nie miałem pieniędzy.
— To nie wygląda na ciebie — wtrącił się do rozmowy Charley Brand.
— Masz rację, drogi Charley. Już wówczas zdradzałem swoje przyszłe skłonności. Jeślibym więc obliczył procenty, składane od wartości owej czekolady, w ciągu trzydziestu dwuch lat, utworzyłaby się dziś z tego bardzo poważna suma. Pozwoli więc mi pan dzisiaj naprawić dawną krzywdę. Jestem, jak pan widzi, pańskim dłużnikiem, sir Warninghous.
Porozmawiawszy jeszcze nieco o młodości Rafflesa, podnieśli się i opuścili Klub. Była godzina druga w nocy.
Trzymając się pod rękę Raffles i Charley przebiegali ulice Londynu.
— Jako twój sekretarz i kasjer muszę cię ostrzec, że cały nasz płynny kapitał stanowi suma 7.500 funtów, znajdująca się w Banku Angielskim. Nie wiem w jaki sposób wytrzaśniesz dla swego przyjaciela 15.000 funtów?
Raffles zatrzymał się i uderzył go przyjaźnie po ramieniu
— Mój przyjacielu, nie zastanawiam się nigdy