Strona:PL Lord Lister -31- W podziemiach Paryża.pdf/10

Ta strona została przepisana.

papierosem. Oparł się o poduszki auta i zamknął oczy. Z pod przymkniętych powiek nie przestawał obserwować nieznajomej. Spostrzegł, że uśmiechnęła się z zadowoleniem, sądząc, że zasnął. Upłynęła jeszcze chwila.
Kobieta podniosła się z siedzenia, zbliżając się do szyby, dzielącej ją od szofera i zapukała.
Nacisnęła guziczek i światło zapalone w aucie zgasło. Papieros, którym Raffles poczęstował nieznajomą, zawierał silny środek usypiający. Skutki jego nie dały na siebie długo czekać. Tajemniczy Nieznajomy zastanawiali się z niepokojem, czy efekt ten nastąpi dość wcześnie, aby mógł zrealizować swoje plany... Nie miał pojęcia, jak długo trwać będzie jazda.
Spostrzegł wreszcie, że kobieta znieruchomiała zupełnie w aucie. Zrozumiał że zasnęła. Aby się upewnić, jakgdyby przez sen postawił swą stopę na delikatnej nóżce nieznajomej. Nie poruszyła się nawet. Spała głęboko. Raffles wiedział, że nie obudzi się przed dziesięciu godzinami.
Szybko ułożył sobie plan dalszego działania. Zrzucił z ramion swój szeroki płaszcz wieczorowy i przełożył rewolwer do kieszeni spodni. Następnie ściągnął z uśpionej kobiety jej biały futrzany płaszcz i otulił się nim szczelnie. Nieznajomą natomiast okrył swoim płaszczem.
Wysunął następnie głowę przez otwarte okno. Auto jechało przez ulicę Watteau, zwalniając biegu. Zbliżali się do celu. W świetle latarni Raffles starał się odczytać numery domów.
Auto wreszcie zatrzymało się. Jedno spojrzenie wystarczyło, aby stwierdzić, że dom przed którego bramą zatrzymali się, miał numer sto siedemnasty. Szofer zatrąbił. Brama otwarła się i auto wjechało powoli w podwórze.
Lord Lister spostrzegł, że natychmiast otworzyły się drzwi pałacu i ukazał się w nich jakiś starzec.
— Śpi.... — mruknął szofer. — Tatiana dała mi znak...
Ciężkie drzwi bramy zamknęły się W świetle refektorów automobili owych Raffles zobaczył szofera, idącego wraz ze starcem do drzwi auta. Zbliżała się decydująca chwila.
Raffles konwulsyjnie ściskał rewolwer w prawej ręce. Lewą ręką otworzył delikatnie drzwiczki auta i szepnął zmienionym głosem.
— Cicho... ostrożnie.
Ruchem ręki wskazał na leżącą Tatianę, otuloną w męski płaszcz.
Ciemności, jakie panowały w aucie, nie pozwoliły obu łotrom zorientować się w pomyłce. Chwycili w ramiona bezwładne ciało. Byli głęboko przeświadczeni, że mają do czynienia z oczekiwaną ofiarą.
Kierując się w stronę pałacyku, weszli w krąg oświetlony przez latarnię. Nagle tuż za nimi odezwał się ostry głos:
— Stać!
Odwrócili się z przerażeniem. Wypuścili z rąk bezwładne ciało, które upadło na ziemię. Za nimi stał mężczyzna we fraku, mierząc w ich kierunku z rewolweru. Wzrok ich padł na leżącą na kamieniach podwórza młodą kobietę. Dopiero wówczas zrozumieli, co się stało. Płaszcz męski rozchylił się, ukazując ich przerażonym oczom bezwładne ciało Tatiany.
Nie potrafili wydobyć z siebie ani słowa. Raffles rzucił rozkaz ostrym nieznoszącym sprzeciwu tonem.
— Podnieście tę dziewczynę i zanieście do domu. Będę szedł za wami i gdy zauważę najmniejszy podejrzany ruch zabiję obydwóch.
Starzec usiłował coś odpowiedzieć, lecz Raffles nie dał mu dojść do słowa:
— Milcz i słuchaj!
Drżąc z przerażenia i niezdolni do oporu obydwaj mężczyźni podnieśli ciało i poczęli posuwać się przed Rafflesem.
Lord Lister wyjął z kieszeni elektryczną latarkę i jasny snop światła oświetlił tę dziwną grupę. Weszli na schody prowadzące do oszklonych drzwi. Drzwi te wiodły do słabo oświetlonego przedpokoju, z którego troje drzwi prowadziło do dalszych części mieszkania. Mężczyźni odwrócili się w stronę lorda Listera, jakgdyby czekając dalszych rozkazów. Raffles polecił im ułożyć Tatianę w fotelu. Nie opuszczając rewolweru, rzekł surowym głosem:
— Piętnaście dni temu ograbiliście pewnego Szkota, nazwiskiem Mac Allan. Zabraliście mu czterdzieści dziewięć tysięcy funtów szterlingów. Musicie mi zwrócić te pieniądze.
— Nie mamy już ich! — krzyknął stary drżąc na całym ciele.
— Kłamiesz, łobuzie! — odparł spokojnie Raffles.
Starzec, zdjęty strachem milczał.
— Pozostawiam wam wybór — ciągnął dalej Tajemniczy Nieznajomy — albo zwrócicie mi pieniądze i ja zostawię was w spokoju, albo też, w razie odmowy, zawiadomię natychmiast policję, uniemożliwiwszy wam uprzednio ucieczkę.
— Nie jest więc pan funkcjonariuszem policji? — zapytał zdumiony starzec.
— Nie — odparł Raffles, — ubawiony tą mimowolną mistyfikacją.
Starzec zamyślił się. W programme Rafflesa nie leżało bynajmniej pozostawianie mu zbyt wiele czasu.
— Prędzej! — Oczekuję odpowiedzi — rzekł tonem groźnym.
— Powiedziałem panu prawdę — odparł starzec po chwili wahania. — Mamy już tylko część pieniędzy. Jeśli zechce pan pójść za nami, przekona się pan o tym niezbicie.
— Zgoda — odparł Tajemniczy Nieznajomy — idźcie przodem... jeśli zauważę najmniejszy podstęp, możecie pożegnać się z życiem!
Starzec otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Za nim posuwał się trwożnie szofer.
— Zapalcie światło! — rozkazał Raffles.
W jednej chwili wielki kandelabr, wiszący w środku pokoju zapłonął światłem.
Starzec zbliżył się do biurka zamierzając otworzyć jedną z szuflad.
— Stop! — zawołał Raffles. — Co tam się znajduje?
— Reszta pieniędzy — odparł człowiek.
— Czy nie broń?
— Nie — odparł zapytany.
— Nie wierzę ci, łotrze! — rzekł lord Lister.
Rozkazał szoferowi stanąć w drugim kącie pokoju i podnieść ręce do góry a sam zbliżył się do starca, przyłożył mu rewolwer do skroni i polecił otworzyć szufladę.