Strona:PL Lord Lister -45- Zemsta włamywacza.djvu/10

Ta strona została przepisana.

kojniej w świecie naprzeciw niego i rozpoczął grę.
Młody Apsley zaczerwienił się lekko. Przykro mu było, spotkać się przy tym samym stole z detektywem. Nie wypadało mu jako współwłaścicielowi firmy, do której dokonano włamania, grać tegoż jeszcze wieczora w karty na grube sumy. Musiał jednak przywitać się z Amerykaninem, na co detektyw odpowiedział mu obojętnym kiwnięciem głowy.
Amerykaninowi sprzyjało szczęście, natomiast Apsley — junior przegrywał. Amerykanin podwajał ciągle stawkę.
— Goddam — co pan robi, panie Shaw? — zapytał jeden z graczy. — Zwiększa pan przecież szansę banku. Musi nastąpić przecież taki wypadek, że bankier wygra. A wówczas cała pańska wygrana z olbrzymią nadwyżką przejdzie w jego ręce.
— Chcę poprostu zobaczyć do czego to doprowadzi — odparł Shaw. Chcę sprawdzić, czy mister Apsley, który jest wybitnym bankierem będzie miał dzisiaj szczęście. Jak panom wiadomo, dzień dzisiejszy nie jest zbyt pomyślny dla Apsleyów.
Młody Apsley zaczerwienił się jeszcze mocniej.
— Cóż pan chce przez to powiedzieć, mister Shaw! — zawołał — czy zechce pan wyjaśnić mi pańskie słowa?
— Bardzo chętnie. Jeśli ryzykuję tyle pieniędzy w grze przeciwko panu, to znaczy, że chcę dać możność powetowania sobie w niewielkiej części strat, które poniosła dziś pańska firma. Na skutek włamania, firma „Apsley i Ska“, straciła dzisiaj przeszło pięćdziesiąt tysięcy funtów sterlingów.
— Być może, wierzyciele pańskiego ojca nie stracą jeszcze wszystkiego.
Apsley zaperzył się.
— Dziękuję panu za tę wspaniałomyślność wobec naszej firmy. Nie zwracałem się do pana o nic. Po pierwsze, mam jeszcze dość pieniędzy, a powtóre mam przyjaciół, którzy wyratują mnie w potrzebie.
— Pozwoli pan, że wyrażę pewne wątpliwości. Pamięta pan, że jeszcze dziś rano, ojciec pański wznosząc ręce do nieba lamentował, że firma jest na progu bankructwa? Nie wiem, czy stół bakkaratowy w Klubie Gentlemanów jest miejscem właściwym dla pana, w dniu, w którym firma pańska poniosła tak olbrzymie straty. Zna pan prawdopodobnie stare przystawie, które powtarza mądrość narodów: nieszczęścia zawsze idą w parze. Niepowodzeniom w interesach towarzyszą zazwyczaj niepowodzenia w grze.
— Czy przyszedł pan po to, aby mi prawić kazania? — zawołał młody Apsley, — zielony ze zdenerwowania.
Otoczyli go przyjaciele, prosząc, aby zachował spokój. W każdym razie słowa mister Shawa wywarły duże wrażenie na obecnych. Niektórzy z członków klubu przyznawali mu rację. Ktoś nawet przyniósł poobiednie wydanie „Timesa“, poświęcającego całą strome opisowi włamania do firmy Apsley.
W międzyczasie młody Apsley odzyskał swój poprzedni tupet.
Odsunął energicznie od siebie przyjaciół, którzy radzili mu powstrzymać się od gry.
— Nie rozumiem dlaczego? — oburzył się młody gracz. — Będziemy grali dalej. Mam zamiar ryzykować w dalszym ciągu i wszystko mi jedno, czy to się komu podoba, czy nie.
— Dobrze — rzekł amerykanin — Banco!
Karta, która sprzyjała mu gdy grał spokojnie, odwróciła się odeń, gdy począł zdradzać zdenerwowanie. Apsley znów przegrał.
Otarł pot z czoła. Po szczęśliwej machinacji z włamaniem, otrzymał od swego ojca pięćset funtów sterlingów. Suma ta miała mu wystarczyć na kilka miesięcy gry. Przegrał już prawie wszystko. Nie zwracał na to uwagi. Pewny był, że wcześniej, czy później musi się odegrać. Znał miejsce ukrycia zagrabionych pieniędzy. Ojciec jego związany był wspólnym sekretem nie odmówi mu zatem dalszych sum.
Amerykanin denerwował go. Nietylko dlatego, że przemawiał do niego w sposób impertynencki, ale nadto wygrywał. Młody Apsley chciał za wszelką cenę odzyskać swe pieniądze. Wchodziła tu w grę jego ambicja.
Amerykanin odgadł widać jego myśli.
— Chciałby się pan odegrać odrazu? Jaka suma jest w banku?
Apsley zląkł się trochę, lecz nie okazał po sobie.
— Sto pięćdziesiąt funtów — odparł, przeliczywszy szybko leżące przed nim banknoty.
Następnie wyjął z kieszeni jeszcze banknot stufuntowy i rzucił go na zielone sukno:
— Teraz w banku znajduje się dwieście pięćdziesiąt funtów — rzekł.
— Jesteś szalony Apsley! — wołali gracze. —
Apsley nie słuchał.
— Doskonale — rzekł Amerykanin spokojnie, — Banco!
Obserwujący grę zamilkli. James Apsley zadrżał lekko. Nalał sobie kieliszek koniaku i wypił go jednym tchem.
Bankier odkrył karty. Lord Lister wygrał.
Apsleya ogarnął demon gry. Sięgnął ręką do kieszeni: w portfelu nie miał już ani grosza, z pięciuset funtów nie zostało śladu. W kieszeni znalazł tylko błękitny papier, z rodzaju tych, których technicy używają do kreślenia planów. Spojrzał na papier i włożył go z powrotem do kieszeni.

Mister Darley — zwrócił siu do jednego ze swych przyjaciół. — Chciałbym dokonać jeszcze jednej próby. Czy mógłby mi pan pożyczyć pieniędzy?