Strona:PL Lord Lister -45- Zemsta włamywacza.djvu/2

Ta strona została skorygowana.
Zemsta włamywacza
Nowy kawał Johna Rafflesa

Pewnego październikowego wieczoru, jakiś tęgi starszy pan, siedział przy coctailu w kawiarni „Austria“ na Regent-Street w Londynie.
Przerzucił pobieżnie pisma ilustrowane i pogrążył się w lekturze „Daily Telegrafu“.
W kilka minut później w bocznych drzwiach sali stanął jakiś młody Amerykanin z walizką w ręce. Na widok jegomościa, czytającego gazetę, na twarzy jego pojawił się uśmiech. Postawił na ziemi walizkę i szybko zbliżył się do jego stolika.
— Dobry wieczór, drogi wuju. Otóż jestem!
— Doskonale, drogi Charl.. Drogi siostrzeńcze Bobie — poprawił się gentleman, mówiący wyraźnie amerykańskim akcentem. — Cieszę się, że cię widzę! Twoja walizka jest olbrzymia. Sądzę, że wystarczy nam do celu, do jakiego zamierzamy ją użyć. Usiądź, chłopcze, przy mnie. Zaraz zamówię jeszcze jeden coctail.
Charley Brand dał swe palto kelnerowi, i usiadł przy stoliku. Lord Lister — bowiem korpulentny Amerykanin, był właśnie lordem Listerem umiejętnie przebranym i ucharakteryzowanym, położył rękę na ramieniu swego młodego sekretarza i rzekł:
— Dzisiaj, mój drogi, dokonamy rzeczy niezwykłej. Popełnimy kradzież, która niesłychanie ucieszy właściciela skradzionego przedmiotu.
— Całkiem dziwna historia — odparł Charley. — — Jakże jest to możliwe?
Lord Lister nie mógł wstrzymać się od śmiechu, na widok zdumionej miny Charleya.
— Zrozumiesz to odrazu — odparł Tajemniczy Nieznajomy. — Wytłumaczę ci w krótkich słowach mój plan. Nie mamy chwili do stracenia. Pewien artysta, mój znajomy, człowiek olbrzymiego talentu dał się wciągnąć w ohydną aferę. Zgodził się, w momencie słabości, przystąpić do szajki fałszerzy banknotów. Artysta ten cierpiał skrajną nędzę. Banknoty podrobione są tak dobrze, że na pierwszy rzut oka nie można odróżnić ich od prawdziwych. Nie zdołano jeszcze puścić ich w ruch, gdy mojego przyjaciela opadły wyrzuty sumienia. Pobiegł do człowieka, któremu dał banknot pięćdziesięciofuntowy na zapłacenie długu i błagał, aby mu go zwrócił. Człowiek ten poznał się na tym, że banknot jest fałszywy i nie chciał wydać go ze swej ręki, bowiem w ten sposób miał artystę w swej mocy. Odmówił zwrotu i zagroził młodemu człowiekowi wszczęciem kroków sądowych... W wypadku, gdyby artysta nie zgodził się oddać mu połowy posiadanych przez siebie fałszywych banknotów.
Przypadkowo podsłuchałem tę rozmowę w klubie. Klub ten znany jest w Londynie jako ekskluzywny, do którego tylko nieliczni mają swobodny dostęp. Odpoczywałem właśnie w gabinecie, przylegającym do pokoju, w którym rozmowa ta miała miejsce. Rozmawiający nie domyślił się oczywiście, że ich słyszę. Ani prośby, ani łzy nieszczęsnego artysty nie mogły zmienić decyzji lichwiarza. Znam się trochę na ludziach: łzy i żal mego przyjaciela były naprawdę szczere. Postanowiłem mu pomóc i wyrwać go ze szponów oszusta. Poszedłem za łotrem, to jest za tym, który domagał się wydania fałszywych banknotów. Skierował się w stronę sali gry. Tym razem fortuna nie okazała się dla niego łaskawa. Grałem przeciwko niemu i udało mi się wyciągnąć z niego całe pieniądze, które miał przy sobie. Podczas tego pił jak smok. Zupełnie prawie nieprzytomny, rzucił na stół ostatni banknot pięćdziesięciofuntowy. Banknot ten był fałszywy. Szczęście sprzyjało mi. Wygrałem i tym razem. W ten sposób wyswobodziłem artystę z przemocy oszusta. Wyobraź sobie że nasz szantażysta jest człowiekiem zupełnie młodym i robi wrażenie chłopca, pochodzącego z przyzwoitej rodziny. Obawiam się, że może on mimo zabrania mu banknotu złożyć przeciwko naszemu artyście skargę w Scotland Yardzie. Musimy więc zdążyć tam przed nim.
Lord Lister zapłacił, wziął swe palto i podniósł się powoli z krzesła, jak ktoś, któremu ruch sprawia trudność. Charley podnosi swą olbrzymią walizę i obydwaj opuścili lokal.
Na dole wsiedli do taksówki.
W czasie jazdy do uszu ich doszły wołania chłopców, sprzedających gazety. Raffles kazał zatrzymać się szoferowi i kupić gazetę. Był to doda-