Strona:PL Lord Lister -45- Zemsta włamywacza.djvu/5

Ta strona została przepisana.

— Niestety, będzie już zapóźno. Jeśli mój plan do jutra przed południem nie zostanie złożony w biurze admiralicji, nie będzie zapisany do konkursu, a jury nie weźmie go pod uwagę. Nagrodę dadzą z pewnością komu innemu. Wynalazłem technicznie zupełnie coś zupełnie nowego i byłem pewny, że pobije na głowę mych wszystkich konkurentów.
— Biedny Edwardzie, ja również byłem pewny, że musi pan otrzymać pierwszą nagrodę. Niestety, dotknęło pana to samo nieszczęście, co i mnie.
— Najgorszym jest to — wtrącił młody Apsley — że od dzisiejszego dnia musi się pan uważać za zwolnionego z pracy, bo niestety wobec ostatniego wypadku jesteśmy niewypłacalni i w przededniu bankructwa.
Młody inżynier przysłonił ręką oczy. Napróżno starał się opanować. Ostatnie uderzenie losu zachwiało nim zupełnie.
— Mój Boże!... Mój Boże!... Cóż na to powie Margareth?
Opanował się wreszcie, uścisnął rękę amerykańskiego detektywa i, pożegnawszy się krótko ze wszystkimi, wyszedł z gabinetu armatora.
Lord Lister spojrzał na niego z żalem. W pierwszej chwili chciał iść za nim. Później jednak postanowił zostać na miejscu. Zatrzymał się więc w progu gabinetu, spoglądając przez chwilę za oddalającym się młodzieńcem.
Zauważył wówczas młodego listonosza, stojącego w pobliżu drzwi wejściowych. Listonosz ten skinął wyraźnie w kierunku lorda Listera. Ludzie zgromadzeni w gabinecie armatora i zajęci czym innym, nie widzieli tego. Lord Lister natomiast poznał w listonoszu swego sekretarza Charleya.
— Odprowadzę tylko parę kroków tego biednego inżyniera — rzekł Raffles do Baxtera — Chcę mu dodać trochę odwagi.
„Yarukes“ wyszedł i zbliżył się do Charleya. Wysłuchał jego sprawozdania.Fałszywe bilety bankowe zostały wykradzione i złożone bezpiecznie w mieszkaniu Rafflesa. Raffles polecił Charleyowi, aby nie spuszczał z oka obu Apsleyów ojca i syna i obserwował ich pilnie.
Sekretarz skinął głową i zmieszał się z tłumem, stojącym przed domem. Amerykanin wzruszył ramionami i wrócił do gabinetu. Na jego widok z ust starszego Apselya wymknęło się ciche „goddam“. Stary armator nie lubił widać amerykańskiego detektywa. Lord Lister udawał, że tego nie słyszał. Młody Apsley, spojrzał karcąco na ojca i z największą uprzejmością zwrócił się do inspektora Baxtera.
— Czy zada nam pan jeszcze jakieś pytanie, inspektorze? Widzi pan w jakim stanie znajduje się mój ojciec. Powinien natychmiast wypocząć. Niechcę go pozostawić tutaj. Zabiorę go do siebie do East End. Jeśli chciałby pan od nas jakichś wyjaśnień, chętnie służymy.
— Sam nie wiem — odparł Baxter, drapiąc się w głowę. — Sprawa ta wydaje mi się niesłychanie trudna i skomplikowana.
— Obydwaj Apsleyowie spojrzeli po sobie. Lord Lister zauważył, że porozumiewawczo mrugnęli do siebie oczami.
— Wobec tego pozwoli pan, że się oddalimy, panie inspektorze — rzekł Apsley syn. — Jeśli panu będę potrzebny, znajdzie mnie pan jutro w porcie. Mój ojciec wróci tu jutro rano, aby zakończyć rachunki. W każdej chwili jesteśmy do pańskiej dyspozycji.
— Nie chcę bynajmniej przeszkadzać panom w tym, co macie do roboty — rzekł uprzejmie inspektor. — Podpisaliście już protokuł i to jest chwilowo wszystko.
Armator, oparty na ramieniu syna, wyszedł za swego gabinetu.

Eksperyment

Gdyby doktór Warrens był tutaj moglibyśmy również wyjść — rzekł Baxter. — Pozwala na siebie czekać ten nasz doktór.
— Czy ma pan dużo pracy dziś wieczorem? — zapytał ze współczuciem detektyw Shaw.
— Otóż to właśnie — odparł Baxter z ważną miną. — Zorganizowałem na dzisiejszy wieczór olbrzymie obławy w rozmaitych częściach Est Endu. Zrozumiale, że tego rodzaju impreza nie może się obejść bez mojej obecności.
— Oczywiście — zgodzi! się lord Lister.
— Hej, kapitanie — zawoła! nagle Marholm. — Otóż i doktór! O wilku mowa, a wilk tu...
— Oczekiwaliśmy was z niecierpliwością, Warrens — rzekł Baxter z radością. — Oto wąsa pacjent. Nie będziecie mieli z nim dużo roboty, doktorze... Po prostu trup.
— Trup? — zapytał młody lekarz z zainteresowaniem.
— Drogi doktorze, jest to przypadek szczególny. Bardzo rzadki wypadek uduszenia.
— Czyżby? Istotnie wypadki strangulacji są ostatnio bardzo rzadkie. Na szczęście mam przy sobie wszystko, co mi potrzebne jest do sekcji. Gdzie on jest?
— Otóż to — rzekł Baxter ze śmiechem. — Nasz miły doktór, jak przewidywałem, zapalił się do pracy. Ale niech mi pan czasem nie postawi go na nogi! Jest to jeden z najniebezpieczniejszych włamywaczy Londynu, zwany Bobem ślusarzem. Czy potrzebne są jeszcze panu jakieś wyjaśnienia?
A może mister Shaw zechce zaczekać, aby zobaczyć naszego doktora Wrrensa przy pracy? Oto doktorze, mister Shaw, słynny detektyw amerykański, który zna dokładnie całą sprawę.
W chwili, gdy detektywi Scotland Yardu mieli wyjść, jakiś hałas oraz odgłos kłótni dały się słyszeć przy wejściu. Marholm poszedł zobaczyć co się stało. Wkrótce przybiegł z nowiną, że zjawiła się żona Boba ślusarza i przemocą starała się wedrzeć do pokoju, gdzie znajdowało się ciało jej męża. Czy można ją było wpuścić?
— Powiedźcie jej, że może wejść, Marholm — rzekł Baxter.
Do pokoju weszła kobieta o twarzy, noszącej ślady po ospie. Za nią wlokło się pięcioletnie dziecko odziane w brudne łachmany.
Na widok zwłok męża, biedna kobieta wybuchnęła płaczem.
— Rozumiem waszą rozpacz — rzekł lekarz. — Niestety, muszę zabrać się do roboty. Niech mi pani raczej pomoże i rozbierze swego męża.
Drżęącymi rękami kobieta wykonała polecenie. Lekarz tymczasem zdjął palto i porządkował narzędzia.
— Szkoda każdej sekundy — rzekł krótko. — W całej mej praktyce nie miałem jeszcze, tak inte-