Strona:PL Lord Lister -48- Przygoda w Marokko.pdf/12

Ta strona została przepisana.

Marabut nie zwracał uwagi na prowadzoną w języku angielskim rozmowę. Zajęty był paleniem. Błękitny obłok dymu oddzielał go od jego towarzyszy. Po kilku chwilach odłożył ustnik swej nargili i podniósł się.

— Nie jesteśmy jeszcze u celu. Zmienną jest dusza wielkiego Roghi. Nie przebyliśmy jeszcze wszystkich niebezpieczeństw. Muszę dowiedzieć się, jak stoją sprawy? Mam nadzieję, że przyniosę wam dobre wieści.
Bu Ismail ukłonił się ceremonialnie i wyszedł.
— Ten pobożny pustelnik, zawstydza mnie — rzekł lord Lister. — Jestem zbyt beztroski. Nie należy wierzyć bez zastrzeżeń w dobre intencje Emira.
— Chciałbym podzielić twoje zdanie... Nadarzyłaby się wówczas okazja, abyś mógł wystąpić w swej właściwej skórze jako John Raffles.
— Mówiąc szczerze — odparł Lister — wołałbym, aby w interesie naszego młodego przyjaciela, sprawa zakończyła się polubownie. Ale kto wie? Dopóki nie będziemy mieli innych dowodów, musimy wierzyć w szczerość słów Bu Hamary.
Lord Lister zwrócił się w stronę drzwi i nadstawił uszu. Instynktownie włożył rękę do kieszeni, w której znajdował się rewolwer.
Zasłona, znajdująca się po lewej stronie drgnęła i do pokoju wszedł murzyn w błękitnej dżelabie z krótkimi rękawami. Położył rękę na srecu i ukłonił się głęboko.
— Czy Sidi zgadza się udzielić mym panom chwilki rozmowy?
— Kim są twoi panowie i czego chcą?
Czarny służący cofnął się i wskazał na drzwi. Następnie skrzyżował ręce na piersiach i znów zgiął się w ukłonie. Zasłona rozchyliła się po raz wtóry i do pokoju weszło dwóch mężczyzn w białych burnusach. Jeden z nich nosił zielony turban potomków Kalifa. Turban drugiego był zupełnie biały. Lord Lister ze swym niezwykłym talentem do naśladownictwa, powtórzył dokładnie ich wschodni ukłon.
— Czemu zawdzięczam zaszczyt waszej wizyty?
— Przychodzimy, szlachetny cudzoziemcze — rzekł marokańczyk w zielonym turbanie, aby w imieniu sułtana, władcy całego terytorium marokańskiego, wraz z krainą Riffu, zapytać się o zdrowie i zaofiarować pomoc, jaka ci będzie potrzebna.
Lord Lister uśmiechnął się z lekką ironią.
— Troska waszego potężnego władcy o moją skromną osobę wzrusza mnie niesłychanie — odparł z powagą, która pobudzała Charley‘a do śmiechu. — Zechcijcie powiedzieć Jego Wysokości, że czuję się znakomicie, że nie mam dość słów dla wyrażenia wdzięczności za uprzejme przyjęcie, jakie mi zgotował wielki Roghi.
— Zaniosę te słowa memu panu — odparł człowiek w zielonym turbanie. Jeśli chcesz mi ufać, cudzoziemcze, strzeż się. Kot jest najuprzejmiejszy dla myszy w chwili, gdy pragnie ją zjeść. Przybyliśmy w charakterze członków margzenu, aby skłonić wielkiego Roghi do poddania się. Ale Roghi jest dumny. Jego potęga jest wielka, a góry Riffu niedostępne. Jeśli przyrzekasz nam, że zachowasz naszą wizytę w sekrecie, w imieniu sułtana uczynimy ci propozycję, która okaże się korzystną dla niego, dla nas i dla ciebie.
— Macie moją obietnicę — odparł lord Lister. — możecie mówić bez obawy.
— Nasz pan jedyny i prawdziwy Emir wiernych nie może zrezygnować z olbrzymiej połaci kraju marokańskiego od Ceuty do Melilli. Pragnie on żyć w zgodzie z mocarstwami, których postępowanie Bu Hamary oburza. Jeśli Roghi podda się, sułtan zawrze z nim pokój. Pewny swej siły, Bu Hamara trwa w oporze. Czyż mamy wrócić do Fezu nie spełniwszy naszej misji? Z twoją pomocą oraz przy pomocy twych ludzi uda nam się łatwo zmusić Emira do posłuszeństwa. Jeden z nas objąłby zamiast niego dowództwo nad Riffe. Zawładnęlibyśmy wówczas skarbcem wojennym. Połowa poszłaby dla naszego pana, druga zaś połowa dla ciebie. Jesteś pierwszy, który odważył się przedrzeć się przez te góry. Nie potrzeba nam innego dowodu twej odwagi. Zgódź się, cudzoziemcze, a nasz los i twój zostanie w ten sposób zabezpieczony. Gdy ja zostanę wodzem Riffu uczynię wszystko, co będziesz chciał. Jakiego jesteś zdania o naszej propozycji?
— Charley, co myślisz o tym? — rzekł lord Lister, zwracając się do swego przyjaciela. — Czy mamy się zgodzić na ten układ? Moglibyśmy dzięki niemu napełnić nasze kieszenie...
— Byłbym skłonny do zawarcia tego układu — odparł Charley. — Sam zadawałeś sobie pytanie, czy naprawdę Roghi jest do nas dobrze usposobiony. Zgadzając się na proponowane warunki, sparaliżowalibyśmy możliwy z jego strony podstęp. Ponadto nie wolno nam gardzić milionem, a może i wielu milionami.
— Jaką mamy gwarancję, że ci dwaj ludzie mówią prawdę, i że nie są nasłani, aby nas wypróbować — odparł lord Lister. — Ja jestem odmiennego zdania. Nie lubię zresztą być narzędziem w cudzych rękach. Szczęście sprzyja mi tylko wówczas, gdy pracuję sam. W razie potrzeby potrafię obejść się bez sprzymierzeńców.
— Muszę uchylić czoła przed twoją przezor-