Strona:PL Lord Lister -74- Skandal w pałacu.pdf/12

Ta strona została przepisana.

stycznej, ale za to o wyraźnie pornograficznej treści.
— Co za hipokryta! — zawołał lord Lister.
W tej chwili zadzwonił telefon. Raffles chwycił słuchawkę. Po kilku słowach na twarzy jego pojawił się uśmiech pełen zadowolenia.
— Ach, to pan sekretarz prywatny lorda Mayora Londynu. Bardzo mi przyjemnie.
Raffles mruknął porozumiewawczo okiem w stronę Charleya.
— To ja, Crofton, we własnej osobie, panie sekretarzu... Dlaczego dziś po południu wyszedłem wcześniej z biura i nie udzieliłem ślubu czekającym parom? Jesteśmy mężczyznami, panie sekretarzu. Przyznam, że trafiła mi się śliczna dziewczyna... Palce lizać... Właśnie spożywamy kolację... Co takiego? Oburza się pan na mnie? Za co?
Raffles odłożył słuchawkę i wybuchnął głośnym śmiechem.
— Wplątałem tego szuję w przykrą sytuację — zawołał. — Jego opinia moralna jest już pogrzebana. Zostanie pewnie wezwany przed komisję dyscyplinarną. Ale teraz wracajmy. Jestem głodny, jak wilk.
Wszedł do auta, udając się w kierunku willi barona von Gelderna. Była to jedna z kryjówek Rafflesa w pobliżu Hyde Parku. Po drodze wstąpili na chwilę do mieszkania, które Raffles zajął tego ranka pod nazwiskiem hrabiego de Rockan. Znaleźli tam list, który Rafflesa ucieszy.
— Czekałem tylko na to! — zawołał. — Czytaj!
„Drogi hrabio“! — czytał Charley.
„Dużo myślałem o naszym incydencie w domu lorda Clixtona. Sądzę, że przypadek zetknął mnie z człowiekiem, posiadającym takie same, jak ja, aspiracje i zamiłowania. Przypuszczam, że mnie Pan rozumie. Byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby mnie zechciał Pan odwiedzić jutro rano około godziny jedenastej w moim mieszkaniu na Regent Street pod nr. 87.
Szczerze Panu oddany Minsterhall.“
— Co za bezczelność! — zawołał Charley Brand, potrząsając głową. — Ten łotr przypuszcza, że trafił na równego sobie szubrawca.
— Na tym polega komizm sytuacji — odparł Raffles.
Nazajutrz rano Tajemniczy Nieznajomy ubrał się strannie.
— Nie czekaj na mnie, Charley — odezwał się do swego przyjaciela. — Nie zapominaj, że masz udać się do urzędu Stanu Cywilnego, gdzie będziesz pełnił funkcje Croftona. Przedstawisz się, jako jego zastępca. Czy wiesz, jakie ciążą na tobie obowiązki?
— Nie mam pojęcia — odparł Charley.
— Zapoznaj się z nimi. Odpowiednie książki znajdziesz w bibliotece...
— Wątpię, czy sobie poradzę... Boję się, że wpadnę...
— Odwagi, Charley. Po południu znajdę się wśród publiczności.
Z tymi słowy Raffles wyszedł. Charley westchnął i zabrał się do roboty. O godzinie w pół do dwunastej Raffles przekroczył próg wytwornie urządzonego mieszkania Minsterhalla.
Drzwi otworzył mu wygalowany lokaj. Baronet wybiegł na jego spotkanie.
— Wielki to dla mnie zaszczyt, że nie odrzucił pan zaproszenia, hrabio — rzekł.
— Sprawiło mi ono prawdziwą przyjemność, baronecie... Już od pierwszego spotkania poczuliśmy do siebie wzajemną sympatię...
Baronet spojrzał nań bystro... Nie wiedział, jak zrozumieć te słowa.
— Tak — mruknął niewyraźnie. — Gdyby nie te fatalne karty...
Raffles machnął ręką.
— Nie warto o tym mówić, — rzekł. — I mnie zdarzają się podobne rzeczy. Należy pomóc fortunie.
— Czyżby? Nie zauważyłem tego u pana — zdziwił się Minsterhall.
— Jestem od pana dużo zręczniejszy...
Raffles usiadł wygodnie w fotelu:
— A więc dziś po południu bierze pan ślub, drogi baronecie? — zapytał Raffles.
— Hm... Mała jest niebrzydka...
— Powiedziałbym nawet: bardzo ładna... bardzo ładna... — odparł Raffles. — Mówiąc szczerze, dziwi mnie, że to poszło tak szybko... O ile pamiętam, — dziewczyna była po słowie z innym.
Baronet zaśmiał się.
— Usunąłem go łatwo... — rzekł. — Jeśli zaś chodzi o pobudzenie jej uczuć do mnie, to już mój sekret...
Raffles udał naiwne zaciekawienie.
— Usunął pan... A więc został zabity?... Znów widzę między nami podobieństwo. Posiadamy wspólne metody działania.
Baronet drgnął.
— Czy... pan już zabił kogo?
— Tak... Jeżeli mi ktoś jest niewygodny, chwytam nóż i... trach...
Raffles poparł swe słowa gestem: jedną ręką chwycił baroneta za kołnierz, drugą przyłożył mu do gardła leżący na biurku nóż do wycinania papieru.
— Ostrożnie, hrabio, ostrożnie... — jęczał przerażony Minsterhall.
Raffles zwolnił go z uścisku. Baronet drżał na całym ciele.
— Tego rodzaju żarty mogą się smutnie skończyć — rzekł, nalewając sobie szampana. — Brak mi pańskiej zimnej krwi... A propos, co pan robi z trupami?
— Palę je — odparł obojętnie Raffles. — Czasami, oprócz noża, używam również trucizny. Najchętniej posługuję się ciankiem potasu.
Twarz baroneta rozjaśniła się.
— Na tym terenie możemy się zmierzyć — odparł. — Ja również często posługuję się trucizną.
Rafles utkwił w nim zimne spojrzenie.
— A więc i pan sprzątnął z tego świata parę osób?
— O nie, sir. Postępuję inaczej, niż pan. Posiadam bowiem pewną tajemniczą truciznę, pochodzącą z Indii... Działa ona lepiej, niż nóż. Jeśli wleję kropelkę lub dwie do czekolady, szampana, czy też do innego trunku, wówczas ten kto to wypije, przestaje być panem swojej woli. Gdyby pan wypił choćby kropelkę tej trucizny mógłbym panu wmówić, że jest pan cesarzem chińskim.
— To nadzwyczajne — rzekł Raffles. — Jak długo trwa działanie tej trucizny?
— Tylko dwadzieścia cztery godziny.... Po tym trzeba dać powtórną dawkę.