Strona:PL Lord Lister -75- Herbaciane róże.pdf/10

Ta strona została przepisana.

— Prawdopodobnie wstydził się swej nagości...
Baxter zbliżył się do posagu i przyjrzał mu się uważnie.
— Co to za jeden? — zapytał.
— Apollo — odparł Rommler.
— Kto to taki? — zapyta] skolei Marholma Baxter.
— Imć pan Apollo, inspektorze..
— Czy to z natury?
— Tak... Uderzające podobieństwo?
— Nagła myśl przeszyła mózgownicę Baxtera.
— Mam!... Przyjrzyjcie się jego twarzy.
— Czyjej? Apollina?
— Oczywiście... Czy nie widzicie, że jest uderzająco podobny do Rafflesa?
— To Raffles! Łapcie go, Marholm!
Marholm podrapał się w głowę.
— Ale on jest z kamienia.
— Nowy kawał Rafflesa... Jestem pewien, że to żywy człowiek...
Baxter rzucił się na posąg i począł nim potrząsać tak silnie, że spadł on ze swej podstawy. Biedny Apollo połamał się na drobne kawałki.
— Poćwiartował pan Rafflesa, inspektorze!
— Narazili mnie panowie na szkodę! — krzyknął Rommler. — Zapłacicie mi za to przynajmniej pięćset marek.
— Nie rozumiem po niemiecku — odparł Baxter.
Widząc jednak, że zorówno gospodarz lokalu, jak i goście zaczynają przybierać groźną postawę, Baxter wyciągnął portfel i wyjął z niego wszystko, co miał. Było tam około trzystu marek. Baxter nie lubił rozstawać się ze swymi pieniędzmi i dlatego strata trzystu marek wprawiła go w zły humor.
Rzucił się na osobę, przebraną za Sprawiedliwość i począł potrząsać nią niecierpliwie.
— Gdzie jest Raffles? — zawołał.
Ani przez chwilę nie przypuszczał, że człowiek kryjący się pod tym dziwacznym przebraniem może być właśnie poszukiwanym przez niego przestępcą.
— Czy pan rozumie po angielsku? — zapytał z rozpaczą w głosie.
— Sprawiedliwość przemawia wszystkimi językami — odparł Raffles najpiękniejszą angielszczyzną.
— Niech mi więc pan powie, gdzie jest Raffles?
— Sprawiedliwość nie może się wypowiedzieć na ten temat.
— Czy pan wie, gdzie jest Raffles?
— Gdybym wiedział, Sprawiedliwość nie byłaby ślepa.
— Mam wrażenie, że ten jegomość kpi sobie z nas — rzekł Baxter zwracając się do Marholma.
— Jakkolwiek nie chcę wam odpowiedzieć na zasadnicze pytania, mogę wam dać pewną wskazówkę, jak schwytać Rafflesa — rzekł lord Lister.
Baxter nadstawił uszu.
— Jestem pewien, że Raffles tu przyjdzie — Ciągnął dalej lord Lister — to cięta sztuka... Jeśli spostrzeże was z daleka, z całą pewnością da nura...
Przecież widać, że pan z policji. Dopóki się pan nie przebierze tak jak my, nie ma mowy o tym. aby mógł pan złapać Rafflesa.
Baxter spojrzał na niego ze zdumieniem
— Czy pan jest pewny, że on przyjdzie?
— Mogę się z panem założyć.
Baxter zerknął pytająco na Marholma.
— Niezła myśl? Cóż wy na to, Marholm?
— I ja tak sądzę...
— Jestem pewien, że ten którego szukacie, nie pozna pana w kostiumie Sprawiedliwości.
— Nie.. Ale gdzie znaleźć taki kostium?
— Pożyczę go panu — odparł Raffles.
— Jest pan bardzo uprzejmy. Jeślibym mógł panu się czymś odwdzięczyć...
— Możemy się zamienić strojami... W każdym razie musi pan zdjąć swoje ubranie.
Baxter szybko zgodził się na te propozycję.
Perspektywa schwytania Rafflesa podwajała jego zapał. Wszedł do sąsiedniego pokoju i rozebrał się do koszuli.
— Idźcie do hotelu, Marholm, i przynieście mi moje futro — rzekł. — Drżę z zimna.
— Biedna Sprawiedliwość — rzekł Marholm. — Czy naprawdę panu tak zimno?
— Nie lubię powtarzać dwa razy moich rozkazów.
Marholm z westchnieniem opuścił mieszkanie rzeźbiarza, aby spełnić polecenie. Baxter tymczasem przebrał się w dostarczony mu przez Rafflesa strój i z zadowoleniem spojrzał do lustra. W tej samej chwili otwarły się drzwi od sąsiedniego pokoju i stanął w nich Raffles w ubraniu inspektora...
Baxter spojrzał na twarz wchodzącego i okrzyk wściekłości zamarł mu na ustach. Poznał Rafflesa! Tuż obok lustra, leżała na podłodze wielka masa miękkiej gliny, przeznaczonej do modelowania. Baxter rzucił się na Rafflesa. Tajemniczy Nieznajomy schylił się, podniósł garść gliny i rzucił ją prosto w oczy Baxterowi. Oślepiony inspektor potknął się o leżący na ziemi posąg Apollina, z czego skorzystał Raffles i spokojnie opuścił mieszkanie, po czym wyszedł na ulicę.
Po chwili wrócił Marholm, dźwigając futro.
— Szybko dajcie mi je, Marholm.
— Niech pan posłucha, inspektorze — rzekł Marholm zdyszany. — Spotkałem na schodach jakiegoś człowieka, który mi dziwnie przypominał Rafflesa.
— Bo to był właśnie Raffles, durniu jeden! Dlaczego nie zatrzymaliście go?
— Wiedziałem przecież, że pan jest na górze, inspektorze. Skoro ów człowiek wychodził z tego mieszkania, nie przyszło mi nawet do głowy, że to może być Raffles! Przecież pan byłby go zaaresztował!...
Baxter pienił się... Raffles znów zakpił sobie z nich w najlepsze.
— Niech pan uważa na nogi, inspektorze — rzekł Marholm. — Stoi pan boso i może się pan przeziębić.
— Nie wtrącajcie się do nieswoich rzeczy, Marholm... To wszystko wasza wina. Jakżeście mogli się nie domyśleć, że to Raffles przebrał się za Sprawiedliwość?
Marholm spojrzał z politowaniem na swego szefa. Na ulicy sekretarz skinął na przejeżdżającą taksówkę i kazał się zawieźć do hotelu. W chwili, gdy zatrzymali się przed hotelem, na spotkanie ich wyszedł portier. Spojrzał na Baxtera wzrokiem pełnym współczucia.
— A więc to prawda? — rzekł. — Pański biedny szef zwariował?
Dopiero wówczas Marholm spostrzegł, że przed hotelem stała karetka pogotowia.
Baxter nie zdążył strzepnąć śniegu ze swych zziębniętych bosych stóp, gdy nagle znalazł się w uścisku jakichś żelaznych ramion. W ciągu kilku minut przeniesiono go do karetki, w której oczekiwał go lekarz z pielęgniarzami.
— Na pomoc! — Na pomoc! — krzyczał Baxter. — Jestem naczelnym inspektorem policji angielskiej!