Strona:PL Lord Lister -75- Herbaciane róże.pdf/6

Ta strona została przepisana.
Herbaciane róże
Raffles w opałach

— Czyś widział swój wizerunek na pierwszej stronicy „Ilustracji?“ — zapytał Charley zdyszany po powrocie z porannej przechadzki.
Lord Lister, alias Raffles, występujący ostatnio pod nazwiskiem barona von Gelderna, strząsnął obojętnie popiół z papierosa.
— Pokaż...
Charley Brand podał swemu przyjacielowi ostatni numer „Ilustracji“. W rzeczy samej bardzo udany portret lorda Listera znajdował się na jednej z pierwszych stronic. Baxter, szef policji, trafił widocznie na jakiegoś znakomitego rysownika: Nasuwało się jednak pytanie, czy umieszczenie tego rysunku miało na celu ułatwienie policji schwytania Rafflesa, czy też poprostu chodziło o spopularyzowanie wśród publiczności i tak już dobrze znanej postaci.
— Źle się składa, że właściciel domu, w którym mieszkamy, abonuje stale tę samą „Ilustrację“...
Obawy Rafflesa okazały się uzasadnione. Zaledwie właściciel domu rzucił okiem na numer pisma — skoczył jak oparzony ze swego fotela, przewrócił gospodynię, podającą mu poranną kawę i krzyknął głośno:
— Poczekaj tylko trochę, szlachetny przyjacielu ludzkości, już ja cię urządzę! Co za wstyd! Raffles pod moim dachem!
Tak, jak stał, wyszedł z domu i ruszył prosto w stronę Scotland Yardu.
Mister Rever, takie bowiem nazwisko nosił gospodarz lorda Listera, mieszkał nad swym lokatorem. Raffles usłyszał nagle hałas tłuczonych naczyń.
— Mister Rever wstał widać dzisiaj w złym humorze, — rzekł z uśmiechem. — Rozpoczyna dzień od tłuczenia szkła.
Charley Brand zbliżył się do okna i wyjrzał na ulicę.
— Do stu piorunów! — zaklął. — Mister Rever — biegnie tak szybko, jak gdyby goniły go psy gończe...
— Pod pachą trzymał ostatni numer „Ilustracji“, — dodał lord Lister.
— Masz rację... Prawdopodobnie biegnie do Baxtera... Co robić?
— Hm... Sprawa przedstawia się tym razem dość poważnie — rzekł Raffles. — Jaka szkoda! Z niechęcią myślę o opuszczeniu Londynu. Znów będę musiał zmieniać nazwisko. Nie wiem nawet, czy potrafię się z tej przygody wywinąć... W każdym razie mam pewien plan...
Zbliżył się do swego przyjaciela i począł tłumaczyć mu coś szybko... Charley od czasu do czasu kiwał głową, na znak, że zrozumiał.
— All right! — zawołał Charley, kładąc czapkę — mam nadzieję, że nowy kawał uda ci się.
Po wyjściu Charleya. Raffles wszedł do swej sypialni i począł pakować kufry. Pochłonięty tą robotą, usłyszał nagle dźwięk dzwonka.
Był to Baxter...

Mister Rever wszedł do gabinetu szefa Scotland Yardu w momencie, gdy ten ostatni spożywał śniadanie.
Baxter spojrzał nań z wściekłością
— Czy nie zna pan najprostszych zasad grzeczności, mój panie? — zawołał. — Czy nie wie pan, że puka się przed wejściem do gabinetu? A może uważa pan mój gabinet za stajnię?
Mister Rever był człowiekiem cierpiącym na astmę. Droga z domu do Scotland Yardu zmęczyła go do tego stopnia, że z trudem chwytał powietrze. Przywitany niezbyt uprzejmie pzez Baxtera, nie mógł wydobyć z siebie głosu.
— Czego pan sobie życzy? — zapytał Marholm.
Mister Rever wciąż usiłował złapać bezskutecznie oddech.
— Niechże pan powie choć słowo — niecierpliwił się Marholm.
— Co on wyprawia? — zapytał Baxter, który wreszcie skończył śniadanie. — Co on robi?
— Ćwiczenia oddechowe, inspektorze...
Kamienicznik odzyskał wreszcie mowę.
— Czy mam honor...
— Tak, ma pan...
Rever spojrzał surowo na Marholma.
— Pozwólcie, u licha, wytłumaczyć się temu panu, Marholm — zawołał Baxter.
— Czy mam honor mówić ze sławnym inspektorem Scotland Yardu?