Strona:PL Lord Lister -75- Herbaciane róże.pdf/7

Ta strona została przepisana.

— Proszę się zwrócić do pana, siedzącego w głębi — dodał Marholm, wskazując na inspektora.
— Czy zna pan tego człowieka? — zapytał bez wstępu Rever, pokazując podobiznę Rafflesa w „Ilustracji“.
Marholm wybuchnął śmiechem.
— Co za pytanie?... Ktoby go nie znał?
Inspektor Baxter wpadał w wściekłość ilekroć ktokolwiek, nawet mimowoli wspominał o Rafflesie. Zaledwie rzucił okiem na numer „Ilustracji“, zawołał z gniewem.
— Co to za głupie pytania? Oczywiście, że wiem... To jest Raffles.
— Czy napewno? — zapytał raz jeszcze Rever.
— Napewno.
— W takim razie to nie jest Raffles — odpar Rever.
Baxter zaczerwienił się, jak piwonia.
— Czego więc pan od nas chce? Proszę tłumaczyć się szybciej, bo nie mamy czasu na tego rodzaju sprawy.
— Trzeba było powiedzieć mi to odrazu — odparł Rever urażony. — Zwrócę się więc do kogo innego w sprawie aresztowania barono von Gelderna, alias Rafflesa!
Skierował się w stronę drzwi. Jednym skokiem Baxter znalazł się tuż obok niego i przytrzymał go za połę płaszcza.
— Stop! Czy miałoby to znaczyć, że pan wie, gdzie się obecnie znajduje baron von Geldern czyli Raffles? Czy mógłby pan nas tam zaprowadzić? Jak panu wiadomo, oczekiwałaby pana poważna nagroda.
— Nie żądam nagrody. Sama myśl, że ten łotr znajdzie się pod kluczem wystarczy mi najzupełniej — odparł Rever.
Kamienicznik wyjaśnił więc Baxterowi, że Raffles mieszka u niego od dłuższego czasu jako baron von Geldern. Nigdy w życiu nie przyszłoby mu do głowy, — mówił, — że ten elegancki młody człowiek może być poszukiwanym przez policję przestępcą.
— To okropny człowiek, inspektorze... Miesza się do rzeczy, które do niego nie należą. Proszę sobie wyobrazić, że posiada niezwykłą słabość do osłów. Nie pozwala ich bić.
— To niesłychane — oświadczył Marholm. — Zajmuje się osłami?... Trzeba przyznać, że i panem zajmował się dość długo, inspektorze...
Baxter uderzył pięścią w stół.
— Marholm, proszę się nie zapominać...
— Wracając do tematu, — przerwał mister Rever rozpoczynającą się kłótnię, — dziś rano spostrzegłem podobiznę Rafflesa w „Ilustracji“... Uczyniło to na mnie olbrzymie wrażenie. Czymprędzej przybiegłem tutaj, do Scotland Yardu... Mam nadzieję, że tylko pan potrafi go unieszkodliwić.
Baxter wydał detektywom rozkaz, aby natychmiast przygotowali się do nowej wyprawy. W parę minut później, auto policyjne zatrzymało się przed domem, w którym mieszkał baron.
Baxter zadzwonił do drzwi.
Raffles zajęty był właśnie pakowaniem waliz.
— Nasza policja zaczyna działać sprawnie — mruknął. — Mogą zaczekać trochę.
Nie przerywając swoich zajęć, w dalszym ciągu przestawiał meble i zwijał w rulony perskie dywany, wyścielające wszystkie pokoje.
— Co za nieprzyjemna robota! — szepnął do siebie.
Baxter tymczasem niecierpliwił się coraz bardziej. Dzwonił tak głośno, że aż zwracał uwagę przechodniów na ulicy.
— Nie chce otworzyć — rzekł wreszcie do Marholma.
— Stwierdziłem to od kilku minut — odparł Marholm.
— Trzeba będzie wyłamać drzwi!
W ciągu pięciu minut rozkaz ten został wykonany.
— Stać — zawołał Baxter. — Wejdę pierwszy.
Baxter ruszył przodem i otworzył drzwi.
— Wszystko przygotowane do wyjazdu... Ale tym razem przeliczyłeś się, ptaszku!
Baxter otworzył następne drzwi i jak wryty zatrzymał się w progu.
Raffles ubrany, jak do podróży, siedział spokojnie w fotelu i palił papierosa. Na widok wchodzącego Baxtera odwrócił powoli głowę.
— Mógłby pan zapukać, wchodząc do cudzego pokoju... Wymaga tego zwykła uprzejmość.
— Do diabła z uprzejmością — wrzasnął Baxter. — Kpię sobie z tych wszystkich głupstw!
— Tylko dlatego, że otrzymał pan bardzo liche wychowanie, inspektorze...
Uwaga ta jeszcze bardziej podnieciła Baxtera. Skoczył naprzód, stanął przed Rafflesem i zaciskając pięści, zawołał:
— Raz wreszcie skończą się twoje żarty. Porachujemy się! Jesteś moim więźniem!
Raffles powoli założył nogę na nogę.
— Ja pańskim więźniem, inspektorze? Pierwszy raz o tym słyszę... Niech się pan nie denerwuje, gdyż to szkodzi zdrowiu... Zdrowie pańskie posiada dla mnie pierwszorzędne znaczenie: bez pana kawały moje byłyby pozbawione pikanterii.
Baxter, blady z wściekłości, zwrócił się w stronę Marholma.
— Bezczelność tego człowieka przekracza wszelkie granice...
Mister Rever, który dotychczas trzymał się lękliwie za Marholmem, wysunął się naprzód.
— To pan, panie baronie... — rzekł zacinając się — i taki człowiek śmiał grozić mi wczoraj za to, że biłem batem po uszach mego osła.
— Nie lubię, gdy się ktoś znęca nad uszami swego bliźniego, — odparł Raffles. Inspektor Baxter może to panu potwierdzić.
Baxter miał już dosyć tej rozmowy:
— Wstać i naprzód marsz!
— Czy pan służył w wojsku? — zapytał Raffles, nie ruszając się z miejsca.
— Jeśli pan się nie podniesie, zabiorę pana wraz z fotelem — zawołał Baxter.
— Narazi się pan na zarzut bezprawnego zaboru cudzego mebla — rzekł. — To naprawdę zbyteczne. Jeśli pan chce, abym stąd zniknął, uczynię to w mgnieniu oka.
Wstał i skierował się w stronę drzwi wiodących do sąsiedniego pokoju. Otworzył je błyskawicznie i równie szybko zamknął je za sobą.
Zanim Baxter zdążył się zorientować, Raffles zniknął.
— Otoczyć dom! Nie spuszczać oka z poszczególnych pokoi! — zakomenderował
Policjanci wykonali rozkaz.
— Zbyteczny trud, inspektorze — wtrącił się mister Rever. — Pokój, do którego schronił się Raffles, ma tylko jedno wyjście, mianowicie to, przez które wszedł... Raffles sam zamknął się w pułapce...