Strona:PL Lord Lister -77- Syrena.pdf/16

Ta strona została przepisana.

— Dzisiaj są mi potrzebne do życia — odparł śmiejąc się, Raffles. — Wszystko to wiąże się z moją syreną.
— Ach tak — zasępił się Charley Brand — nie porzuciłeś więc tej myśli?
— Oczywiście, nie. Widzisz, że włożyłem biały fartuch i mam zamiar zmobilizować wszystkie moje talenty, aby stworzyć model kobiety-ryby...
— Chciałbym zobaczyć, jak się do tego zabierzesz.
— Nie... Najpierw musisz wykonać moje polecenie. Czas nagli, muszę bowiem już jutro pokazać ją dyrektorowi muzeum belgijskiego.
Szukając w sklepach odpowiedniej wielkości karpia, Charley łamał sobie głowę nad rozwiązaniem zagadki w jaki sposób Raffles wybrnie z tego zadania.
Gdy Charley Brand wrócił do domu, nie mógł się powstrzymać od okrzyku zdziwienia na widok potwornej postaci, leżącej na stole.
Raffles kazał mu zanieść kupioną rybę do kuchni i ostrożnie zeskrobać z niej łuski.
— Łuski te będą mi bardzo potrzebne — wyjaśnił Charleyowi. — Uważaj, abyś mi ich nie uszkodził.
Raffes tymczasem wyjął z jednej ze skrzyń głowę mumii, którą kupił ongiś od starego Araba w czasie gdy wędrował po Wschodzie. Głowa ta była znakomicie spreparowana i nosiła jeszcze wyraźne ślady piękności. Należała do Egipcjanki, zmarłej przynajmniej pięć tysięcy lat temu. Nawet włosy zachowane były doskonale. Głowę tę przyczepił do korpusu za pomocą mosiężnych drutów.
Krytycznym wzrokiem obrzucił swe arcydzieło. Mówiąc szczerze mógł być zadowolony z wyniku swej pracy. Charley Brand zjawił się wkrótce z półmiskiem pełnym łusek.
— Zaczyna się najbardziej skomplikowana część roboty, mój drogi — rzekł Raffles. — Musisz mi w tym pomóc. Trzeba będzie cały ten model powlec warstwą kleju i przyczepić doń łuski w sposób możliwie jak najtrwalszy.
Zajęło im to przeszło cztery godziny czasu. Gdy wreszcie rybi ogon syreny powlókł się zbroją z łusek, Charely Brand z podziwu uderzył w dłonie.
— Wspaniałe... Każdy właściciel budy jarmarcznej odkupi ją od ciebie z zachwytem! — zawołał.
— Szkoda, że ci panowie mają zbyt mało pieniędzy, aby mi za nią zapłacić — rzekł Raffles z uśmiechem. — Dlatego też sprzedam ją dyrektorowi belgijskiego muzeum. Musimy teraz wysuszyć nasz model: rozpalimy ogień pod kuchnią, po czym włożymy naszą piękność do pieca i zostawimy ją tam przez kilka godzin. Każ Piotrowi dołożyć węgla!
Charley udał się znów do kuchni, Raffles zaś zmieszał farbę z lakierem i posmarował tą mieszaniną łuski. W ten sposób łuski otrzymały lśniący połysk, a równocześnie patynę starości.
Wreszcie włożono dziwacznego potwora do pieca.
Raffles sam pilnował procesu suszenia. W chwili, gdy wapno wyschło już należycie, wyjął „syrenę“ z pieca i zabrał się do licznych prac związanych z jej wykończeniem.
Następnego ranka całość była już gotowa. Raffles odetchnął z ulgą. Syrena robiła wrażenie prawdziwej, doskonale zakonserwowanej mumii sprzed wielu set lat.
Lord Lister położył się spać dopiero o świcie. Umówił się z Charleyem, że obudzi go o godzinie dziesiątej.
Przed godziną jedenastą lord Lister i Charley Brand opuścili swą willę, udając się do hotelu „Esplanada“. Obydwaj dźwigali spore tekturowe pudło, w którym mieściła się „syrena“.
W hotelu zameldowali się u portiera. Dyrektor muzeum nie pozwolił im długo na siebie czekać. Nie upłynęło pięć minut, gdy mały boy zaprosił ich na górę. Ekscelencja przyjął ich w sposób niesłychanie uprzejmy.
— Jak pan widzi, ekscelencjo, dotrzymuję mego przyrzeczenia — rzekł Raffles na wstępie. — Była to dla mnie dość przykra chwila: jestem Anglikiem i serce mi się ściska na myśl o tym, jak wielką stratę ponosi moja ojczyzna. Szkoda, że taka osobliwość zostaje wydana Belgii.
— Jestem niezmiernie ciekaw... Gdyby pan zechciał pokazać mi to cudo...
Raffles wstał i zdjął pokrywę z pudła. Ludzka głowa i górna część tułowia ukazały się przerażonym oczom barona.
Widok ten oszołomił barona do tego stopnia, że przez kilka chwil nie mógł wydobyć z siebie słowa.
— To przekracza moje najśmielsze oczekiwania — wyszeptał wreszcie. — Nie przypuszczałem, że coś podobnego może istnieć! Zawsze podejrzewałem, że jest to twór zwykłej fantazji. Widzę jednak teraz swój błąd. Czy pozwoli pan przyjrzeć się temu z bliska?
— Winszuję panu, doktorze — rzekł po chwili. — Aż do obecnej chwili wątpiłem w autentyczność pańskiej „syreny“. Ale teraz wszelkie moje wątpliwości zostały usunięte. Zdaję sobie sprawę z powagi całej sprawy: jako dyrektor generalny muzeum belgijskiego, kupuję od pana tę syrenę. Będę miał do zwalczenia duże trudności. Rozpęta się burza nad moją głową! Niektórzy będą mnie uważali za łatwowiernego głupca. Ja jednak wierze niezłomnie, że mam przed sobą cud, którego nauka nasza dotychczas wytłumaczyć nie może. Jest to naprawdę pół kobiety a pół ryby!
Raz jeszcze przyjrzał się wspaniałej głowie i tajemniczym oczom mumii:
— Pomówmy teraz o cenie — rzekł. — Ile pan żąda za ten fenomen?
Raffles z zakłopotaniem począł obracać w rękach kapelusz.
— Nigdybym nie sprzedał mego skarbu, gdybym nie potrzebował tych pieniędzy na podróż naukową... Sądzę, że licząc najskromniej, mam prawo za nią zażądać 80,000 franków.
— Trochę za wiele — odparł baron. — Cena ta przekracza prawie moje fundusze dyspozycyjne.. Akceptuję ją jednak, aby panu dowieść, że gdy chodzi o nabycie dla naszego muzeum prawdziwego białego kruka nie waham się... Zaraz panu wypiszę czek.
Zasiadł do biurka i wystawił czek na żądaną sumę. Raffles z całych sił powstrzymywał się, aby nie wybuchnąć śmiechem...
— Czy zechciałby mi pan wydać dokument, stwierdzający gdzie i w jakich okolicznościach nabył pan naszą syrenę? — zwrócił się baron do Rafflesa.
— Z przyjemnością, panie baronie. — Przyślę panu odnośne pismo jeszcze dziś wieczorem.