Strona:PL Lord Lister -91- Skradzione perły.pdf/11

Ta strona została przepisana.

czas, który straciłem na rozmowie z jego glównym sprzedawcą. Sam Goldfish, nota bene, jest w Paryżu...
— Czy poznał pan jego głos przez telefon? — zapytał Drexler, spoglądając na swego szefa bystrymi oczami.
— Jakże miałem go poznać? Czy znam Goldfisha? — zapytał Baxter nie posiadając się ze złości. — Był to głos ochrypły i drżący z podniecenia...
— Czy nie usiłował pan sprawdzić tej informacji? Podstęp wykryłby się od razu.
— Nicby się nie wykryło — wrzasnął Baxter. — Przecięto druty telefoniczne w sklepie Goldfisha.
Drexler gwizdnął z uznaniem.
— Zaczynam wierzyć że to jego dzieło.. Przyłączam się do opinii Marholma. Możemy spokojnie tę sprawę odłożyć do archiwum. Skoro Raffles do niej się wmieszał, nic nie zrobimy... Musimy cierpliwie czekać na przybycie pańskiej siostrzenicy... Przypuszczam bowiem, że ta dama jest pańska siostrzenicą.
— Sprawca kradzieży był dokładnie poinformowany o wszystkim — mruknął do siebie Brain.
— W takim razie Elwira, to jest... owa Jama musiała wygadać się niepotrzebnie — zawołał Baxter uderzając pięścią w stół. — Kobiety nie potrafią utrzymać języka za zębami! A tak mnie błagała, abym zachował tajemnicę. Musimy odnaleźć Rafflesa i odzyskać cenny sznur pereł! Nie wolno uważać sprawy za beznadziejną! Zbliżcie się Drexler... Chcę wam udzielić pewnych informacyj.
— Przepraszam, szefie, — odparł Drexler. — Przede wszystkim musimy wiedzieć jedno.
— Co mianowicie?
— Nazwisko pańskiej krewnej...
Baxter walczył z sobą przez chwilę, aż wreszcie zdobył się na cichą odpowiedź:
— Poszkodowaną damą jest Elwira Monescu... Obecnie występuje ona na scenie „Scala-Theater“. To artystka wielkiej miary, kobieta zasługująca pod każdym względem na pełny szacunek!
W tej chwili dało się słyszeć pukanie do drzwi. Dyżurny agent uchylił je lekko lecz w tejże samej chwili odsunięty został gwałtownie przez wyzywająco ubraną kobietę, która wbiegła do gabinetu z głośnym śmiechem.
— Baxterku — zawołała. — Powinieneś sam mi otworzyć drzwi, niepoprawny gałganie!
Baxter zerwał się z fotelu czerwony jak rak. Kobieta zatrzymała się na widok nieznajomych mężczyzn:
— Ta pani... to pani Elwira Monescu.., o której przed chwilą mieliśmy zaszczyt rozmawiać. Ci, oto panowie — to inspektor Drexler, inspektor Brain i Marholm, którego zna pani oddawna.
Baxter miał tak nieszczęśliwą minę, że agenci policji od razu wyczuli, że chciał pozostać sam... Ukłonili się uprzejmie jaskrawo wymalowanej damie i opuścili gabinet... Nikt nie spostrzegł, że drzwi kasy żelaznej pozostawiono otwarte. Wychodząc, obrzucili badawczym spojrzeniem „kobietę zasługującą na najwyższy szacunek“ i uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo.
Marholm usiadł z powrotem przy biurku. Baxter złożył swe tłuste, białe dłonie na okrągłym brzuszku.
— Piękną dziś mamy pogodę, madame Monescu — rzekł.
— Zauważyłam to — odparła dama, siadając na krześle. — Czy zechciałby pan dziś wieczorem zjeść kolację ze mną oraz z kilku mymi przyjaciółmi?
Nieszczęsny Baxter nie wiedział co ma z sobą począć. Od wielu tygodni czekał cierpliwie na to zaproszenie, dzięki któremu miał dostać się do kręgu najbliższych przyjaciół aktorki. Okazja ta nadarzała mu się dziś, ale w okolicznościach zgoła innych, niżby się mógł tego spodziewać. Chciał coś odpowiedzieć i szukał właściwych słów, gdy nagle wzrok jego padł na szeroko otwartą kasę... Słowa utknęły mu w gardle, bowiem w tej samej chwili aktorka odwróciła się w tę stronę... Jej pięknie zarysowane brwi podniosły się ze zdziwienia do góry.
— Proszę mi nie wziąć tego za złe, inspektorze, ale uważam to za nieoględność — rzekła wskazując na kasę. — Niech się pan nie trudzi... Sama ją zamknę.
Zerwała się z krzesła i podbiegła do kasy. Nagle zatrzymała się w miejscu, jak wryta.
— Gdzie są moje perły? — zapytała groźnie.
Inspektor przeżywał najcięższe chwile swego życia.
Zimny pot oblewał jego ciało.
— Pani perły... — wyjąkał — pani perły... zostały ukradzione.
Młoda kobieta skoczyła jak oparzona.
— Ukradzione? Ależ kochany Baxterku, to chyba żarty? Gdzie są moje perły?
— Pani perły zostały przed niespełna trzema godzinami skradzione przez nieznanego złoczyńcę, który otworzył kasę podrobionym kluczem... Klucz ten w sposób niesłychanie bezczelny wykradł z mej kieszeni, prawdopodobnie...
— Niech pan przestanie wreszcie mówić głupstwa — przerwała mu Elwira ostro. — Cóż to mnie wszystko razem obchodzi? Nie chcę wiedzieć o pańskich kluczach. A więc do tego doszło, panie Baxter! I ja głupia sądziłam, że powierzam mój skarb w najpewniejsze ręce. Miałam do pana zaufanie, jak do własnego ojca. I pan insp. policji dopuszcza do tego, aby wykradziono moje kosztowności... Pan inspektor nie pilnuje swych kluczy i pozwala, aby się wałęsały!...
Marholm podniósł głowę sponad swych papierów i uważnie przyglądał się owej „zasługującej na najwyższy szacunek niewieście“, która podparła się pod boki i przemawiała językiem, jakiego używają, praczki gdy się kłócą między sobą... Z oczu jej padały błyskawice, parasolką wymachiwała, tuż przed nosem przerażonego Baxtera, jak maczugą.
Inspektor starał się zachować zimną krew.
— W całym Londynie nie znajdzie pani człowieka, któryby bardziej żałował tego co się stało — szepnął wreszcie.
— Kpię sobie z tego! — wrzasnęła artystka.
— Policja uczyni wszystko, aby zwrócić pani jej klejnoty...
— Miejmy nadzieję, że jej się to uda... W przeciwnym razie, nie chciałabym być w twojej skórze, Baxterku! Nie znasz mnie, jeśli sądzisz, że pozwolę sobie ciosać kołki na łbie! Ten naszyjnik został otaksowany na dwadzieścia pięć tysięcy funtów sterlingów... Jeśli w ciągu tygodnia nie odzyskam mych kosztowności, zaskarżę cię do sądu o odszkodowanie... A jeżeli chodzi o zaproszenie na dzisiejszy wieczór, to nic z tego. Będziesz mógł zjawić się u mnie dopiero wtedy, gdy odzyskasz moje perły, Baxterku... Życzę ci powodzenia, gdyż inaczej będzie źle! Do widzenia stara pokrako!
Ostatnie „uprzejme“ słowa skierowane były do Marholma.