Strona:PL Lord Lister -91- Skradzione perły.pdf/7

Ta strona została przepisana.

dochodzenie w tej sprawie i odłożyć je do archiwum. Ile on zwędził?
— Około stu czterdziestu tysięcy funtów sterlingów.
— A to odwaga! — odparł inspektor.
W głosie jego wyczuwało się nutę podziwu.
— Chciałem powiedzieć — poprawił się — że nie uciekł z pustymi rękami...
— To prawda...
— Wczoraj w nocy miałem bardzo ważna konferencję z wysokimi urzędnikami Ministerstwa Sprawiedliwości... Posiedzenie przeciągnęło się do późna w noc... Jestem dziś ogromnie wyczerpany... Ogromnie...
Marholm wiedział, co ma myśleć o nocnych konferencjach swego szefa. Zabierał się właśnie do zanurzenia pióra w atramencie, gdy ozwał się nagle telefon.
Baxter chwycił machinalnie za słuchawkę... Szef Scotland Yardu nie lubił, aby mu od rana zawracano głowę telefonami... Podczas jednak rozmowy twarz jego rozjaśniała się stopniowo. Marholm zrozumiał, że Baxter rozmawia z przedstawicielką płci pięknej:
— Zapewniam panią, że wszystko jest w porządku... — ciągnął inspektor słodkim głosem. — Jeśli chce się pani o tym sama przekonać, proszę mnie odwiedzić pomiędzy godziną pierwszą a drugą, kiedy nie ma mego sekre... Hm! — chciałem powiedzieć, że wówczas będziemy mogli spokojnie porozmawiać... Ależ droga pani... Wszelkie podziękowania są zbyteczne... Chętnie wyświadczyłem pani tę niewielką przysługę. Sznur pereł znajduje się w bezpiecznym miejscu... Ależ nie ma o czym mówić... Żadnego wynagrodzenia od pani nie przyjmę... Piękna kobieta wie najlepiej, jak może wynagrodzić mężczyznę!... Co takiego? Jak to miło z pani strony... Czy nie będę natrętny, jeśli zaproszę panią na dziś wieczór?... Po przedstawieniu, oczywiście,..
Głos Baxtera przeszedł w tak cichy szept, że nawet Marholm nie mógł dosłyszeć dalszego ciągu rozmowy.
W chwilę potem słuchawka spoczęła na widełkach telefonu, a Baxter rozparł się w fotelu.
Marholm znał dokładnie całą tę historię i Baxter zbytecznie zadawał sobie tyle trudu, aby uchronić się przed ciekawością swego sekretarza.
Było bowiem publiczną tajemnicą, że inspektor Baxter miał słabość do kobiet... Ostatnio skłonności te koncentrowały się na pewnej aktorce rewiowej ze „Scala-Theater“, Gwiazda owa pobierała niesłychanie wysoką gażę i słynęła ze swej biżuterii. O wartości tej biżuterii mógł najlepiej sądzić sam Baxter: Kilka dni temu aktorka wręczyła mu wspaniały sznur pereł z prośbą, aby zechciał przechować go przez jeden miesiąc w bezpiecznym miejscu. Inspektor Baxter, którego wówczas łączyły z Elwirą Monescu więzy dość zażyłej przyjaźni, spełnił bez wahania tę prośbę.
Marholm pokiwał ze zdumieniem głowa... Co prawda, kasa żelazna w gabinecie inspektora wydała mu się miejscem całkiem pewnym, lecz nie uważał za właściwe, aby wysoki urzędnik policji zajmował się tego rodzaju sprawami.
Ale inspektor Baxter, jak to już powiedzieliśmy, miał nieprzezwyciężoną słabość do płci pięknej... Nie potrafił oprzeć się prośbie, czarującej i powabnej kobiety.
Marholm był obecny przy tym, jak piękna Elwira wręczyła jego szefowi cenny naszyjnik... Baxter wpadł w zachwyt na widok cudnych pereł, zdobył się na pełne galanterii porównanie do białych ząbków właścicielki i włożył własnoręcznie małe etui do kasy żelaznej.
— Tutaj pani perły są równie bezpieczne, jak w skarbcu Banku Angielskiego — rzekł, gładząc ręką drzwiczki żelaznej kasy. — Zechce mi pani dać swój adres?... Może mi być potrzebny... Musimy być z sobą w stałym kontakcie.
Baxter po rozmowie telefonicznej z piękną Elwirą jeszcze się nie ocknął. Jego niebieskie oczy błądziły po suficie z wyrazem błogości. Cały pokój wypełnił się dymem z wonnego cygara.
Marholm znał swego szefa. Wiedział, że zapadł on w stan, z którego nieprędko będzie go można wyrwać. Cieszyła go perspektywa zjedzenia obiadu w mieście, nie wątpił bowiem ani przez chwilę, że Baxter wyśle go pod jakimś pozorem pomiędzy godziną pierwszą a drugą. Minął kwadrans, a Baxter nie zdradzał najmniejszej ochoty zajęcia się codziennymi raportami.. Nagle znów rozległ się dzwonek telefonu.
Baxter niechętnie podniósł słuchawkę... Marholm spostrzegł, że wyraz jego twarzy uległ gwałtownej zmianie:
— Jak brzmi nazwisko? — zapytał surowo. — Proszę poczekać, zaraz zanotujemy... Nathan Goldfish... Exceter-Lane 19 — przepraszam: 17... Bardzo pięknie. Hm... Mówi pan, że opróżnili cały sklep? Okropne! Ani śladu włamywaczy? Co takiego? Że ja muszę przybyć osobiście?... Ale dlaczego tak panu na tym zależy?... Dobrze, dobrze mogę to sobie łatwo wyobrazić... Zaraz się zajmiemy tą sprawą. Na ile mówi pan? Na siedemset tysięcy funtów sterlingów?... Wielkie nieba!... To niesłychane! Telefon odcięty? Więc skąd pan telefonuje?.. Ach tak, z najbliższego urzędu pocztowego.. Ma pan szczęście, że się pan w porę do mnie zgłosił, panie Goldfish... Wprawdzie mam stąd do pana dość daleko, ale trudno... Zjawię się u pana osobiście..
Drżącą ręką odłożył mikrofon i spojrzał na Marholma niemal z przerażeniem.
— Czy słyszeliście coś podobnego?
— O ile zdołałem zrozumieć, chodzi o napad bandycki na magazyn Goldfisha?
— Czy znacie to nazwisko?
— Oczywiście, nawet bardzo dobrze. Jest to jeden z największych jubilerów londyńskich. Nie ma jeszcze roku, jakeśmy go ostrzegali aby się miał na baczności przed włamywaczami.
Baxter wstał, wyjął z szafy obszytą złotymi galonami kurtkę, zapiął się na wszystkie guziki i rzucił przelotne spojrzenie do lustra.
— Wychodzę — rzekł do Marholma. — Wezmę z sobą któregoś z brygadierów... Zastąpi mnie chwilowo inspektor Brain. Do widzenia!
Po jego wyjściu Marholm pochylił się znów nad swą robotą. Nie minęło pięć minut, gdy znów ozwał się telefon.
— Hallo? — zapytał podnosząc słuchawkę.
— Tu Baxter... Czy to wy, Marholm?
— We własnej osobie, szefie.
— Zostawcie robotę i przyjeżdżajcie tu natychmiast... Poczekajcie, zaraz przeczytam wam adres... Będę w magazynie Goldfisha na Exeter Lane... Tylko szybko!... Weźcie taksówkę!
Sekretarz mruknął coś niezrozumiale pod nosem i odłożył słuchawkę.
— Co też mu strzeliło do głowy? Nic tylko pędź człowieku i pędź!