Strona:PL Lord Lister -93- Żółty proszek.pdf/10

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdy raz tylko przekroczy progi mego domu, nie opuści go nigdy — odparł Fowler.
— Ktoś może to zauważyć... Policja może przetrząsnąć pański dom, a wówczas?
— Nic nie znajdzie — dokończył Fowler.
— Proszę mi wybaczyć... Policja potrafi być w niektórych wypadkach cierpliwa...
— Ani cierpliwość, ani spryt nic tu nie pomogą... Policja nigdy nie znajdzie Rafflesa...

Stalowa komnata

Hansen należał do ludzi, niedających się łatwo zbić z tropu... Odpowiedź Fowlera podniecała tylko jego ciekawość, ale nie zaspokoiła jej. — Z pół otwartymi ustami wpatrywał się w Fowlera.
Ani przez chwilę nie wątpił, Iż Fowler mówił poważnie... Widać to było po jego twarzy, na której malował się wyraz skupienia... Mimo to nie rozumiał znaczenia jego słów.
Zapanowało milczenie. Ciszę przerywało tylko nerwowe pukanie w stół przez jednego z kapitanów.
— Proszę mi nie brać za złe mojej natarczywości — odezwał się wreszcie Hansen. — Sprawa posiada dla nas pierwszorzędne znaczenie i dlatego chciałbym wszystko rozumieć dokładnie... O ile się nie mylę zamierza pan, naczelniku, zabić Rafflesa?
— Tak — odparł Fowler krótko.
— Pozostaną wtedy dwie drogi: albo wyniesie pan zwłoki jego z domu, albo też postara się pan ukryć dobrze jego szczątki. Obydwie drogi przedstawiają sporo niebezpieczeństw, zwłaszcza, jeśli ktoś będzie wiedział o tym, że Raffles udał się do pańskiego domu... Musimy pamiętać, że Raffles posiada dwuch serdecznych przyjaciół, gotowych za niego oddać życie... Nie spoczną dopóki go nie odnajdą, żywym czy umarłym.
— Nie zamierzam zajmować się ani wywożeniem, ani ukrywaniem zwłok, choćby już z tego jednego względu, że zwłok nie będzie...
— Jak to?
— Nie wyniosę ich z domu, ale też nikt ich nie znajdzie w mym domu... Znikną one tak, jak znika śnieg z pojawieniem się wiosny. Nie chcę dłużej wystawiać na próbę waszej cierpliwości. Jestem zbyt dumny z mego wynalazku, abym go miał zatrzymać dla siebie. Raffles przekroczy próg mego domu, a wówczas wypróbuje na nim moją nową metodę... Oto jak się sprawa przedstawia.
Fowler zapalił papierosa i tonem obojętnym, jak gdyby przemawiał na zebraniu klubowym, począł wyjaśniać...
— Będzie to dla was nowiną, że wiele lat poświęciłem studiom nad chemią. Nauka ta mnie zawsze interesowała i doszedłem do bardzo ciekawych wyników. Śmiało mogę powiedzieć o sobie, że ani jedno z ostatnich ważniejszych odkryć nie jest mi obce. Nie mam zamiaru wdawać się w wyjaśnianie szczegółów, których nie moglibyście zrozumieć. Chcę wam tylko wskazać na istnienie pewnych kwasów, posiadających właściwość rozpuszczania metali. Jeśli ponadto potrafimy doprowadzić powietrze do odpowiednio wysokiej temperatury z człowieka, zwierzęcia lub przedmiotu martwego zostanie garstka proszku, delikatniejszego od popiołu.
Obecni słuchali jego słów, wstrzymując oddech.
— Słyszeliście prawdopodobnie o gatunku jadalnych ślimaków, które się zapieka na patelni, posoliwszy je uprzednio zwykłą solą kuchenną. Zapewniam was, że te biedne zwierzątka znoszą przed śmiercią srogie męki. Ale to jescze nic w porównaniu z cierpieniami, których zazna Raffles... Zaprowadzę was do komnaty, którą dla niego przygotowałem. Interesowałem się kiedyś torturami japońkimi i chińskimi, ale to, co wam za chwilę zademonstruję, przewyższa wszystko, co dotychczas wymyślono...
Nie czynię tego z wielkiej do Rafflesa nienawiści, ale nie sposób tego uniknąć.
Zamilkł i powiódł ironicznym trochę wzrokiem po obecnych.
Ci ludzie, od dawna kroczący po drodze przestępstwa patrzyli na niego z przerażeniem. Fowler ciągnął dalej:
— A teraz posłuchjacie: Wprowadzam ofiarę do stalowej komnaty, która robi wrażenie małego, miło urządzonego salonu... Wszystkie metalowe części ukryte są starannie pod dyktą i pod obiciami z materii. Pokój posiada trzy metry wysokości. W samym środku znajduje się niewielki otwór o przekroju, wynoszącym najwyżej jeden decymetr. W otworze tym mieści się grube kryształowe szkło o bardzo wysokim punkcie topliwości. Jest to konieczne z uwagi na temperaturę stalowej komnaty.
Zrobił krótką przerwę, aby sprawdzić jakie wrażenie czynią jego słowa na obecnych.
Gdyby nie ten otwór, nie mielibyśmy możności obserwowania tego, co się dzieje wewnątrz naszej komnaty. Wprowadzamy więc naszego gościa do środka, sadowimy na krześle lub fotelu i szybko zatrzaskujemy za nim drzwi... Drzwi te mają zamek tak skomplikowany, że nawet sam Raffles, posiadający najlepszą na świecie kolekcję wytrychów, nie potrafi sobie z nimi dać rady. Ponadto od zewnątrz zamykają się one na ciężkie metalowe zasuwy.
— Bardzo ciekawe — mruknął z podziwem Hansen, który słuchał z natężeniem. Na jego twarzy malowało się podniecenie.
— Siedzi więc nasz gość, jak mysz w pułapce. Każdy inny na miejscu Rafflesa przeląkłby się nie na żarty... Ale Raffles natychmiast bierze się do dzieła... Widzę go, czyniącego daremne wysiłki, aby się uwolnić... Przede wszystkim rozsunie zasłony u okien i wtedy przekona się, że pod zasłonami nie ma okien!... W ścianie, w niewielkiej szczelinie, niewidocznej dla niewtajemniczonych oczu, stoi małe naczynie z tajemniczym proszkiem... Proszek ten mojego wynalazku, jest zupełnie nieszkodliwy w normalnej temperaturze. Dzięki specjalnej instalacji elektrycznej, znajdującej się nazewnątrz komnaty, mogę doprowadzić stalowe jej ściany do temperatury 1,200 stopni.
— Ależ to jest temperatura pieca elektrycznego! — zawołał Hansen.
— Zupełnie słusznie — odparł Fowler. — Istotnie, ściany naszej komnaty mogą osiągnąć tę samą temperaturę, jaką posiadają piece przeznaczone do produkowania sztucznych diamentów! Ale tak wysoka temperatura nie jest nam konieczna, gdyż już przy 120 stopniach powyżej zera proszek w naczyniu zaczyna wydzielać coś w rodzaju pary... Para ta działa powoli, lecz pewnie. Pod jej wpływem człowiek zamknięty w komnacie staje się ociężały i senny, następnie traci całkowicie zdolność poruszania się... Zachowując pełną świadomość traci władzę nad swymi członkami... Wytwarzające się gazy coraz dalej posuwają swą niszczycielską działalność... Wreszcie zamiast człowieka, zostaje na