Strona:PL Lord Lister -93- Żółty proszek.pdf/17

Ta strona została uwierzytelniona.

Na dole waliły się ściany pod naporem olbrzymich mas wodnych.

Zakończenie

Brand otrzymał zawiadomienie Fowlera w kilka minut po przyjściu do domu, w którym mieszkał pod nazwiskiem Arne Hansena.
Miał przed sobą jeszcze kilka godzin czasu. Rozkaz wzywał do zjawienia się w opuszczonych składach dopiero o godzinie ósmej wieczorem.
Było już zupełnie ciemno, gdy Brand, kompletnie przebrany i scharakteryzowany, znalazł się w pobliżu starych składów.
Minął ciemny korytarz oraz wąskie schody i stanął przed drzwiami sali zebrań. Zastał tam tylko Harolda Pippera.
— Hallo, Haroldzie — zawołał żywo — będziemy mieli ciekawy wieczór...
Czarne oczy Pippera zalśniły jak rozżarzane węgle. Zapalił papierosa i roześmiał się głośno:
— I ja tak sądzę! Tym razem Raffles wpadł nie na żarty. Muszę przyznać, że mnie to nieco dziwi. Uważałem go za człowieka przezorniejszego....
Brand grał swą rolę znakomicie... Ani przez chwilę nie zapominał o dwunastu rosłych agentach policji, którzy lada chwila mieli otoczyć opuszczone składy i po wtargnięciu do sali zebrań, schwytać czterech szefów bandy na gorącym uczynku.
Mimo to, myśl o niebezpieczeństwie, na które narażał się Raffles, nie dawała mu spokoju... Znając swego przyjaciela wiedział, że gdyby doszło do walki pomiędzy nim a Fowlerem. Fowler byłby zwyciężony.
Jedno uderzenie potężnej pięści Rafflesa kładło na ziemię najsilniejszego mężczyznę. Brandowi nie pozostawało nic innego, jak czekać spokojnie na dalszy rozwój wypadków. Zgodnie z instrukcją Fowlera, kapitanowie mieli się zebrać koło zwodzonych drzwi podziemi i tam czekać na umówiony sygnał. Nie było wykluczone, że główny kapitan zjawi się tam osobiście, aby udzielić im ostatecznych wskazówek. W walce bowiem z człowiekiem tego rodzaju, co Raffles, należało zachować wszelką ostrożność. Miało to się stać około godziny wpół do dziewiątej. Aż do tej chwili siedzieli spokojnie w sali ekspedycyjnej starych składów.
— Zbliża się umówiona chwila — rzekł Ole Jörgen wstając ze swego miejsca. — Za chwilę będzie wpół do dziesiątej.
Wszyscy podnieśli się i skierowali w stronę obitych żelazem drzwi. Jeden z kapitanów wyjął z kieszeni klucz i otworzył je. Drogą, którą już raz przebyli, zeszli w głąb korytarza, wyłożonego białymi kaflami. Zatrzymali się przed zwodzonymi drzwiami, które główny kapitan otworzył kiedyś w ich obecności. W milczeniu czekali na sygnał. Minęło dziesięć minut.
— Co się stało? — szepnął niespokojnie Jan Duplessis. — Dlaczego nie ma sygnału?
— Musiało go coś zatrzymać... — rzucił Harold Pipper.
— Może Raffles zjawił się wcześniej i kapitan nie chce zostawić go samego — snuł domysły Filip Dane.
— Nonsens! — mruknął Duplessis. — Czy nie można zostawić gościa samego na kilka minut?
— Każdego innego można, ale nie Johna Raffesa — odparł Ole Jörgen powoli. Ale i on nie wiedział, czemu przypisać brak umówionego sygnału.
— Cóż to mogło znaczyć?

Pytanie to zadawali sobie wszyscy. Brand zaniepokojony był niemniej od innych. Czyżby było możliwe, aby Raffles zdążył tak wcześnie obezwładnić Fowlera? Nie zgadzało się to z jego planem, bowiem dopiero o godzinie dziewiątej miał się zjawić w domu Fowlera.