Strona:PL Loti - Pani chryzantem.djvu/16

Ta strona została przepisana.

zwykle wysokich gór, piętrzących się nad sobą z jakąś dziwaczną symetrją — jak „uszka“ jakiejś ozdobnej rzeczy, ukrytej w głębi, niezwykle pięknej, ale niedość naturalnej. Możnaby rzec, że Japonja otwierała się przed nami jak zaczarowana jaskinia, aby wpuścić nas aż do swego serca.
Na końcu tej długiej, dziwnej przystani powinno się znajdować Nagasaki, jeszcze nie widoczne. Wszystko było przedziwnie zielone. Silny wiatr, wiejący na pełnem morzu, opadł nagle i ustąpił miejsca łagodniejszemu; gorące powietrze mieszało się z wonią kwiatów. I w tej to dolinie brzmiała niezwykła muzyka świerszczy; odpowiadały sobie wzajemnie z jednego brzegu na drugi; wszystkie owe góry dźwięczały ich niezliczonemi ćwierkaniami; cały kraj tętnił jakby nieprzerwanym podźwiękiem kryształu. Musnęliśmy w przejeździe rzesze wielkich dżonek, sunących lekko i popychanych nieodczuwalnym wietrzykiem, nie było słychać jak płynęły na ledwo zmarszczonej wodzie; białe ich żagle, rozpięte na poprzecznych rejach, opadały lekko, sfałdowane w tysiączne fałdy jak story okienne; ozdobne tyły wznosiły się jak zamki, podobne do średniowiecznych naw kościelnych. Wśród soczystej zieleni tych górskich wałów lśniły śnieżystą białością.
Co za kraj zieleni i cieniów, ta Japonja, co za niespodziewany eden!...
Tam, na pełnym morzu, musiał być jeszcze jasny dzień. Ale tu, ciasnocie tej doliny, miało się wrażenie wieczoru; pod jasno oświeconymi wierzchołkami, podnóża, wszystkie miejsca bardziej zarosłe, sąsiadujące z wodą, pogrążone były w mrokach zmierzchu. Owe dżonki, tak białe na ciemnym tle listowia, wiosłowane były bezszelestnie przez małych, żółtych ludzi, zupełnie nagich, z dłu-