Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/14

Ta strona została skorygowana.

drę, jeden tylko Sâo Bento dobił się do Indyj. Ta długa podróż tak pełna niebezpieczeństw, następne walki w Indyach i owe piérwsze w Afryce, wpłynęły na to, iż opisy zarówno morskiéj żeglugi jak i bitw mnogich w Luzyadach, tchną takiém życiem i prawdą: poeta sam przeżył i przetrwał to wszystko, o czém nam opowiada. W Goa nie powiodło mu się zdobyć urzędu, wstąpił więc znowu do wojska i należał do szczęśliwéj wyprawy wicekróla Alfonsa de Noronha, przeciwko królowi wyspy Pimento, który zagrażał innym książętom, sprzymierzeńcom Portugalii.
Wicekról był mu życzliwym, odkrywały mu się lepsze nadzieje, lecz już w 1554 r. Noronha został odwołanym do Europy, zastąpił go Pedro de Moscarenhas, nieznający poety, a i ten zbyt krótko miał zostawać u steru rządu. Moscarenhas przedsięwziął wyprawę przeciwko piratom, niepokojącym okręty portugalskie, a podniecanym przez zazdrośne republiki włoskie: Wenecyę i Genuę, których handel doznał wielkiego uszczerbku, odkąd Portugalczycy, opłynąwszy przylądek Dobréj Nadziei, otworzyli bezpośrednią drogę handlową do Indyj. Wyprawa ta pod dowództwem Manoela de Vasconcellos nie powiodła się wcale: statki, spędziwszy kilka miesięcy u wnijścia do morza Czerwonego, wróciły z niczém; nieprzyjaciel się nie ukazał. Uczestniczący w téj wyprawie poeta i tu śród niewygód nudy i samotności, marzył i pisał, a nieuleczony ze swéj rany serdecznéj, zapytuje wiatrów i ptaków o wieści o swéj ukochanéj. Kiedy eskadra wróciła do Goa, już tu wicekrólem był Franciszek Barreto. W owéj epoce potęga Portugalczyków w Indyach doszła do szczytu: miasto Goa zabudowało się pałacami, handel zgromadzał bogactwa niezmierne; lecz wraz z tym zbytkiem wcisnęło się już i zepsucie. Znikała dawna duma i bezinteresowna miłość kraju, zaczynały się nadużycia, wyzysk i uciemiężenie podbitych ludów. Zabolało szlachetne serce patryoty, trysnęła zeń paląca satyra, w któréj wykazawszy nadużycia potężnym głosem, gromi i upomina swych ziomków; a chociaż poeta nie wymienił nikogo, winni poznali swój obraz, przypłacił więc swą szlachetną otwartość więzieniem, a następnie wygnaniem. Kilka lat ubiegło mu na wyspach Moluckich i w Makao na wybrzeżu chińskiém, gdzie Portugalczycy mieli punkt handlowy; tu téż następca Barreta, Constantino de Bragança, przeznaczył poecie skromny urząd administratora spadków, który chociaż niezgodny z jego usposobieniem, wydobył go jednak z nędzy, stale go dotąd prześladującéj. Po dziś dzień mieszkańcy Makao pokazują za miastem grotę, gdzie w ciszy i samotności lubił pracować nad swym ulubionym poematem. Na wygnaniu téż doszła go wiadomość o śmierci dawnéj kochanki, którą w rzewnych pieśniach opłakał. Zebrawszy pewien fundusik,