Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/147

Ta strona została przepisana.

80.  „Lecz krótko trwały nadzieje tęczowe
I radość wkrótce czysty blask swój traci;
Sroga Nemezys mierzy ciosy nowe,
Za chwilę szczęścia nową klęską płaci.
Niebo dziś jasne jutro już surowe,
Takie są losy wszystkiéj ludzkiéj braci,
Ból przetrwa wieki, gdy piersi przywali,
A szczęście błyśnie — i już znika w dali.

81.  „Przyszła choroba i śród nas się szerzy,
Straszna a bardziéj wstrętna; — wielu zmarło
Tu u tych obcych, nieznanych wybrzeży,
Wiele się grobów na zawsze zawarło.
Kto sam nie widział, pewno nie uwierzy,
Jak przeraźliwie usta im rozparło;
Na dziąsłach mięso wyrasta i puchnie,
I razem gnije i okropnie cuchnie.

82.  „Smrodliwy wyziew szerzy się dokoła
I zdrowym jeszcze powietrze zatruwa,
Biegłych lekarzy nie mieliśmy zgoła,
Ledwie przy chorych prosty chirurg czuwa:
Stal tylko zbawia — nią więc jak podoła
Niewprawna ręka zgniliznę usuwa:
Ten tylko środek miał moc śmierć oddalić,
Przezeń niektórych zdołano ocalić.

83.  „Ale nie wszystkich. Ziemia ta daleka
Niemało druhów na wieki zabrała,
Dzielących chętnie wszystko, co nas czeka,
Szczęście, czy klęska, zgon smutny, czy chwała,
O jakże łatwo o grób dla człowieka!
Ruchliwa fala, ziemi garstka mała...
Grób jednakowo kościom się otwiera
Prostego majtka, czy téż bohatera.

84.  Z większą otuchą, lecz i z większym smutkiem
Wychodzim w morze, by opowiadanie
Wyspiarzy stwierdzić. Po przejeździe krótkim
Już Mozambiku witamy przystanie.
Co nas spotkało na tym brzegu — skutkiem
Złości i fałszu — wiesz z wieści, o Panie,
Wiesz, jak w Mombazie stawiła nam sidła
Chytrego ludu nieludzkość obrzydła.