wybrał się z powrotem do Goa, lecz statek, na którym popłynął, rozbił się u ujścia rzeki Me-kong, i poeta zaledwie przy pomocy wiernego sługi, zdołał się uratować. Z całego majątku pozostał mu tylko ukochany manuskrypt, już wodą morską zmoczony. Zaledwo na początku 1561-go roku wrócił do stolicy, gdzie znalazł życzliwe przyjęcie u wicekróla i pięknym wierszem za to mu się wywdzięczył: trzeba wszakże dodać, iż Constantino de Bragança w zupełności na oddane mu pochwały zasługiwał: Camoens nigdy się nizkiém pochlebstwem nie splamił. Była to krótka chwila wytchnienia w jego skołataném życiu; niestety, nie długo trwała. Już we wrześniu 1561-go roku, życzliwy mu wicekról odjechał do Lizbony, następca zaś jego, hrabia Redondo, nie znający osobiście poety, dał ucho oskarżeniom jego wrogów, zarzucających mu różne nadużycia popełnione podczas urzędowania w Makao, i dozwolił wtrącić go do więzienia. Camoens z łatwością odparł zarzuty oszczerców, którzy mu owéj słynnéj satyry zapomniéć nie mogli, lecz został jeszcze zatrzymany w więzieniu, z powodu długu zaciągniętego przed laty u pewnego głośnego skąpca; dowcipny epigramat zwrócony do wicekróla, pozyskał mu natychmiastowe wyzwolenie.
Szczegóły następnych kilku lat życia poety od 1562 — 1567-go nie są dokładnie znane; to wszakże wiadomo, iż zimy poświęcał zwykle umysłowéj pracy, z wiosną zaś brał udział w wyprawach morskich, które Portugalczycy w różne strony przedsiębrali: pióro i oręż zawsze mu równie drogiemi były, skoro mogły służyć ku pożytkowi i chwale ojczyzny. Należy jeszcze zaznaczyć piękny rys jego charakteru, iż pozyskawszy szacunek i względy wicekróla, mimo ubóstwa swego, nigdy nic dla siebie nie żądał, kiedy przeciwnie w sprawach przyjaciół swych gorliwie i skutecznie wstawiać się umiał. Nie był téż obojętnym w téj epoce poeta na wdzięk kobiet, o czém świadczą czułe wspomnienia o pewnéj damie portugalskiéj, która w sercu jego żywsze wzbudziła uczucie, a następnie żale po jéj śmierci, gdy wracając do Europy podczas burzy morskiéj zginęła. Pozostał także wiersz opiewający wdzięki pięknéj czarnéj niewolnicy. Były to chwilowe miłostki, przelotne uśmiechy, któremi przeplatał ciężką pracę, wogóle bowiem charakter jego uległ wielkim zmianom: wrodzoną wesołość zastąpiła melancholia i ciągły smutek. I nie dziw: wprawdzie wrogowie umilkli, następca zaś hrabiego Redonda szacował poetę, lecz nadzieje i złudzenia młodzieńcze pierzchły bez śladu, interesa kraju tak w Indyach jak i w Europie, o ile dochodziły wieści, budziły poważne obawy, — wobec tego wszystkiego jedno już tylko pozostało pragnienie, wrócić do ojczyzny i wydać swe nieśmiertelne dzieło.
Podczas kiedy się biedził, skąd dostać środków na taką po-
Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/15
Ta strona została skorygowana.