25. Nakoniec wszyscy w dworcu się zebrali:
Drogie wezgłowia zajmie bogiń rada
W rozległéj, boskiéj Neptunowéj sali,
Krzesła z kryształu ma bogów gromada;
Na równy swemu tron, wwiódł władca fali
Bacha — powitał wszystkich i sam siada:
Z kadzielnic bursztyn, mórz płód, ciągle zionie
Aromat milszy nad arabskie wonie.
26. Kiedy ucichły zgiełki powitania
I każdy zasiadł na swojém siedzeniu,
Bach rzecz zagaił i zwolna odsłania,
Co go pogrąża w takiém udręczeniu:
Czoło zamroczył chmurą zagniewania,
Nie kładzie tamy swemu oburzeniu,
Gnan jedną myślą, by na Luzów głowy
Ściągnąć gniew innych, temi prawi słowy:
27. „Neptunie, władco, którego potęga
Trzyma pod rządem wszystkich wód dzielnice
I od bieguna do bieguna sięga,
Dając narodom i krajom granice;
Ty, Oceanie, któryś światokręga
Wszystkie opasał i objął ziemice,
I sprawiedliwy położyłeś kraniec,
By w swym obrębie żył ziemi mieszkaniec, —
28. „I wy, mórz bóstwa, zazdrosne bez miary
O cześć swą, władzę i państw swoich całość,
Coście ścigały jednakiemi kary
Kto ich powierzchnię przebiegać miał śmiałość:
Gdzie dziś surowość i ów hart wasz stary?
Skąd dziś ta słabość i ta zniewieściałość
W piersi tak słusznie srogością okutéj
Na grzechy ludzkiéj słabości i buty.
29. „Wszak raz już niegdyś, z uporem zuchwałym
Chcieli się wedrzéć na Olimp wyniosły:
Patrzycie, z jakim szaleńczym zapałem
Nurt ujarzmiają żaglami i wiosły;
Widzicie codzień, jak po świecie całym
Wzmaga się pycha, zuchwalstwa ich wzrosły;
Sądzą, iż wkrótce w mórz i niebios progi
Już nie jak ludzie wkroczą, lecz jak bogi.