Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/173

Ta strona została przepisana.

90.  Toż kochający piękną Galateję
Usłyszał Notus; ona wié, że czary
Swemi go pęta, że Notus goreje
Żądzą wzajemne rozniecić w niéj żary.
A w jego sercu już męstwo się chwieje,
Choć szczęściu swemu nie wié, czy dać wiary:
Rad spełnić rozkaz téj, do któréj wzdycha,
Wbrew woli władcy swego wnet ucicha.

91.  W podobnyż sposób inne nimfy koją
Swych wielbicieli i gniewy i krzyki;
Wnet się przed śliczną Wenerą rozbroją
Wichry — ta zamęt ich uśmierza dziki.
Staje przymierze — pod opiekę swoją
Wenus przyjmuje nowe hołdowniki,
A oni wzajem obiecują — dłużéj
Drogich jéj Luzów nie nękać w podróży.

92.  Już jasny ranek zabłysł nad wyżyny,
Śród których Gangies szemrząc toczy wody,
Gdy z wierzchu masztu, strażnik w dali sinéj
Ujrzał ląd, kędy biegły statków przody.
Ucichły burze, pierzchł strach z serc drużyny
I niebo w blaskach jaśniało pogody:
Wesoło krzyknął Melindczyk po chwili:
„Oto Kalikut! gdy mię wzrok nie myli.

93.  „To ta szukana, to ta upragniona
Prawdziwa Indja wychyla się wdali;
I jeśli celem waszym tylko ona,
Toście trudnego dzieła dokonali“.
A Gama wzruszeń swoich nie pokona;
Szczęśliw, iż ziemia wychyla się z fali,
Podnosi ręce, na kolana pada
I Panu niebios wdzięczne dzięki składa.

94.  Słusznie dziękczyni — nie za to jedynie,
Że mu Pan w końcu ukazał te kraje,
Do których długo wpośród zawad płynie
I w ciężkich trudach chwilę nie ustaje;
Lecz, że się widzi żywym w téj godzinie,
Choć śmierć tak często przed żeglarzem staje;
Że z burz, z nawałnic wyszedł ocalony,
Jak człowiek ze snu ciężkiego zbudzony.