w ruchu rewolucyjnym roku 1640-go, który skruszył jarzmo hiszpańskie. Pieśń wiodąca lud do wyzwolenia, możeż być piękniejszy pomnik dla wieszcza? I należał się on wiernemu synowi ojczyzny, który za życia żadnéj za swe trudy i poświęcenia nie pozyskał nagrody. Nawet data jego śmierci niepewna; niedługo przeżył klęskę afrykańską, jedni wszakże oznaczają jako datę jego zgonu rok 1579-ty, inni 1580-ty. Ciało pochowano w kościele świętej Anny bez żadnego nagrobka; dopiéro w 16-cie lat później Gonzales Coutinho położył mu kamień z napisem; lecz i po śmierci fatalność ścigała nieszczęśliwego: podczas pamiętnego trzęsienia ziemi w Lizbonie kościół św. Anny zburzony został do szczętu, a z nim razem zniknął grób Camoensa.
Oto są dzieje poety, streszczone według’ życiorysu napisanego przez Clovisa Lamarre, najobszerniejszego ze wszystkich, jakie mi się udało miéć w ręku, opartego na źródłach i skreślonego z wielkiem umiłowaniem przedmiotu. Gdy śledzimy koleje tak niezwykłego żywota, stopniowo odsłania się przed nami posągowa, szlachetna postać wieszcza, będącego doskonałym wyobrazicielem swej epoki i narodu, przez co i pieśń jego tak do serc trafiła. Ten mały kraik na zachodnim krańcu Europy leżący, a Luzytania zwany, od wieków zalewała krew i deptały stopy walczących.
Od bohaterskich zapasów Wiryata z potęgą Romy ileż lam plemion przeszło, ile walk się stoczyło! To też nic dziwnego, iż lud, który się wytworzył ze zlewu wielu ras stopionych zczasem w jednolitą masę wspólnością religii i języka, okazał się hartownym, rycerskim, awanturniczym, przedsiębierczym, że czuł w sobie nieustanne wrzenie sił młodzieńczych. Na szczęście mądrzy monarchowie umieli ten potok wrzącej lawy ująć w pewne karby i ku właściwym celom skierować. Więc najprzód walka o niepodległość własną i wyparcie najezdczych Maurów z krajów przez nich podbitych, następnie wyprawy i odkrycia morskie, iście zdumiewające swym ogromem, zwłaszcza jeśli się weźmie na uwagę, jak mały kraik tego wszystkiego dokonał. Niepospolite musiały być umysły, które takie dzieła obmyślały i bohaterskich też znajdowały swych myśli wykonawców. Rzecz naturalna, iż naród upoił się własną wielkością, iż przejął się niezmierną dumą wobec powodzeń, których zasługę słusznie sobie przypisywał. Brakło mu jeszcze tylko piewcy, któryby owe dzieje wspaniałe potomności przekazał. I przyszedł Camoens, krew z krwi, kość z kości bohaterów. Zrazu miłość znalazła w nim czułego trubadura, lecz wkrótce przemaga przywiązanie do ojczyzny i chęć służenia jej, oraz zdobycia na tej drodze wawrzynu dla siebie. Męski, poważny dźwięk trąby bojowéj zagłusza pieszczoną fletnię: przez lat dwa-
Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/18
Ta strona została przepisana.