Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/21

Ta strona została przepisana.

ratury europejskiéj, dokonany z oryginału, może się przydać naszemu piśmiennictwu. Z tą myślą pracowałem przez lat sześć, uczyłem się języka, tłómaczyłem „Luzyady“ z oryginału według wydania Brockhausa w Lipsku, następnie porównywałem z przekładami Przybylskiego i Lamarr’a. Pracę podjętą zrazu z przekonania, z czasem umiłowałem: Camoens zasługuje na to i dla poetycznej piękności jego dzieła i więcéj jeszcze dla idei, która je ożywia, dla idei wytrwałego służenia w doli i niedoli swemu społeczeństwu i krajowi. Przed kilku laty „Tygodnik Ilustrowany“ zamieścił dwa ustępy z mojego przekładu z kilku słowy życzliwéj oceny od redakcyi. Przychylne zdanie takiego znawcy, jakim był ówczesny redaktor Tygodnika, p. Jenike, było mi wielką zachętą, podnietą do pracy śród licznych trudności; jego téż łaskawym wskazówkom niemało zawdzięczam. Robiłem, com mógł; dziś jednak, w chwili rzucenia tego przekładu w świat, czuję wielką obawę, czym się dobrze wywiązał z zadania? czy niezbyt pokrzywdziłem luzyjskiego pieśniarza? Pocieszam się tem, że w najgorszym razie przekład mój przypomni go naszemu społeczeństwu i może lepszego tłómacza do wymierzenia mu sprawiedliwości zachęci. Na zakończenie pozwolę sobie przytoczyć dwie zwrotki wiersza również w „Tygodniku“ zamieszczonego, w którym broniłem się przeciwko zarzutowi, iż praca moja jest płonną, gdyż dziś podobne przekłady pożytecznemi ani pożądanemi nie są:

Może — po latach — jaki mały zuch
Za elementarz weźmie książkę mą,
I nagle iskrą zapali się duch,
A dziecko pojmie, za co ludzie mrą.
I chociaż po mnie zniknie wszelki ślad,
Choć może z grobu wyrzucą już kość,
Wyleci orlę w gronie bratnich stad
I spojrzy w słońce — dla mnie tego dość!

Oto cele i pobudki méj pracy.
Tłómacz.