Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/255

Ta strona została przepisana.

65.  Wnet na Repelin rusza, gród zdobywa,
Król, lud wygnany, a miasto w ruinie,
Ale najwyższych czynów dokonywa,
Walcząc przy znanym cyplu Komorinie,
Że główna flota twa groźna, straszliwa
Świat zniszczyć zdolna — wierzysz, Samorinie!
Wtém miecz ją kruszy, ogień Luzów pali:
Gry Marsa wrą już w murach Beodali.

66.  Tak oczyściwszy Indje z mocy wrogiéj
Mógł nadal berłem wódz rządzić wspaniale,
Bezpieczen, opór wszelki zmiótłszy z drogi;
Wszystko drży przed nim — milkną skargi, żale.
Raz tylko jeszcze skarcił oręż srogi
Gród Baticali jak wprzód Beodalę:
Kąpie go we krwi, ściele trupów mnogo,
Rozbija gromy i pali pożogą.

67.  Marcinem zwał się on wódz, a to miano[1]
Od Marsa musiał wziąć rycerz wsławiony;
W świecie go równie z dzieł oręża znano,
Jak i z mądrości rady doświadczonéj.
Po nim w ślad Castro ręką niezachwianą
Niósł sztandar Luzów wysoko wzniesiony,
I Marcin godnie zastąpion tym mężem:
On wzniósł Din — Castro bronił go orężem.

68.  Abisyńczycy, Persy, dzikie Rumy,
(Mieszkańcom Romy podobni z nazwiska)
Różni z oblicza i różni kostiumy —
Horda tysiąca ludów Din naciska;
Daremną skargę ślą w niebo te tłumy,
Iż się garść obcych wdziera w ich siedliska,
I rozwścieczone klątw, przysiąg nie skąpią,
Iż miotły wąsik w krwi Luzów wykąpią.

69.  Kule śmigownic, i groźne armaty,
Wybuchy skrytych min, straszliwe kusze
Zniósł Mascarenha[2] z rycerskiemi braty,
Śmierć pewną w dobréj witając otusze:
Lecz gdy już byli najbliżéj zatraty,
Zbawczą im pomoc niosą dzielne dusze:
Sam Castro synów swych zachęca śmiało
Nieść życie Panu i okryć się chwałą.


  1. Marcin Alfons de Souza przez Jana III następcę Gamy naznaczony.
  2. Po Antonim Sylveira, komendantem Diu został Jan Mascarenhas, którego nienależy brać za jedno z Piotrem Mascarenhas — wice-królem. (Lamarre).