Strona:PL Luís de Camões - Luzyady.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.
Pieśń druga.


1.  Właśnie w téj porze płomieniste słońce,
Dzielące jasność dnia i nocne cienie,
I ku swéj mecie powolnie idące,
Już kryło ludziom niebieskie promienie;
Przed niém bóg nocy w głębi wód leżące
Zaklętych gmachów otwierał przedsienie,
Gdy utwierdzeni ledwo na kotwicy
Pogan ujrzeli nasi wojownicy.

2.  Jeden z poselstwa, téj podstępnéj sprawy
Jako dowódca świadom jak należy:
„O! wodzu — rzecze — co lotnemi nawy
Po państw Neptuna przebiegasz bezbrzeży,
Król naszéj wyspy wielce wam łaskawy
Pełen radości ogłasza najszczerzéj,
Iż nic nie pragnie jak ciebie oglądać —
Przyjąć, dostarczyć, czego można żądać,

3.  „Pragnienia króla nie tajna przyczyna,
Zdawna o sławie nasłuchał się twojéj,
Więc złóż obawę, król o to zaklina,
I z całą flotą przybądź do ostoi:
Niech długą drogą znużona drużyna
Tu się swobodnie odetchnąć nie boi;
Niech odpoczynek gwoli przyrodzeniu
Przyjmie na lądzie w bezpieczném schronieniu.

4.  „Towarów szukasz? Może u was w cenie
Płody Lewantu, które my tu mamy?
Cynamon, gwoździk, palące korzenie
Albo leczebne zbawczych ziół balsamy?
Może cię wabią błyszczące kamienie?
Kosztowny rubin? dyament bez plamy?
Tu, w naszym kraju, jest wszystko, co nęci,
Możemy wszelkie zadowolnić chęci.“